Od debiutu, jakim było wydanie
„Bestii”, minął zaledwie rok, a w księgarniach już można kupić kolejną powieść
Piotra Rozmusa, „Kompleks Boga”. To rzecz - podobnie do poprzedniej książki - z
pogranicza thrillera i horroru. Tym razem jednak jest odważniej, mroczniej i
bardziej krwawo. Już od pierwszych kart autor porywa czytelnika w świat
stworzonej przez siebie fikcji, trzyma w napięciu i nie pozwala choć na chwilę
zapomnieć o pozostawionych na pastwę losu (czytaj psychopaty) bohaterów. Nie
rozpisując się zbytnio, z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że „Kompleks Boga”
to udana i warta polecenia książka. Już wyjaśniam dlaczego.
Po pierwsze – pomysł. Jeszcze
zanim Videograf wydał powieść, tu i ówdzie można było przeczytać książkowe
zapowiedzi. Już wtedy pojawiły się pierwsze porównania fabuły „Kompleksu Boga”
do znanych „horrorowych” przebojów. Nie sposób było oprzeć się wrażeniu, że
jeżeli faktycznie czytelnik będzie miał do czynienia z połączeniem kultowych
filmów, takich jak „Piła” czy „Siedem”, a całość zostanie osadzona w realiach… Szczecina,
ostateczny efekt może mieć wydźwięk nieco groteskowy. Na szczęście koncepcja
pozwoliła się obronić. Motyw uwięzionych bohaterów, którzy mają być ukarani
przez targanego przeświadczeniem o własnej wyższości nad resztą świata
psychopatę, nie okazał się wtórny. Akcja powieści została tak poprowadzona, że nawet
znając wszystkie części „Piły” i każdą wersję historii o szaleńcach dręczących z
Biblią w dłoniach innych ludzi, można się jeszcze nieźle zaskoczyć.
Po wtóre – konsekwencja i
spójność. Największym mankamentem debiutu Piotra Rozmusa, czyli „Bestii”, było
zbyt duże nagromadzenie wątków, które w efekcie rozluźniało akcję, nie
pozwalało na zbudowanie silniejszej więzi z występującymi w powieści postaciami
i obniżało prawdopodobieństwo zdarzeń. W przypadku „Kompleksu Boga” autor nie
popełnił już tego samego błędu. Jest jeden wątek główny, wokół którego konsekwentnie
splatają się historie poszczególnych bohaterów. Co więcej, na wyróżnienie
zasługuje także kreacja psychologiczna postaci. Tym razem Piotr Rozmus wybrał
tylko kilku bohaterów, z którymi chciał czytelnika zapoznać bliżej. Budując
portrety psychologiczne, znakomicie poradził sobie z zarysowaniem autentycznych
emocji. Dzięki temu opowiedziana historia staje się jeszcze bardziej
autentyczna, zyskuje na wyrazistości i jeszcze mocniej zapada w pamięć.
Dalej – odpowiednio dawkowana
groza. „Kompleks Boga” to książka, w której znacznie śmielej niż w „Bestii”
zobrazowane jest ludzkie okrucieństwo. Chociaż w powieści nie brakuje wyraźnych,
makabrycznych opisów (jak na thriller przystało), nie można powiedzieć, że
całość ocieka krwią. Zawiedzie się ten, kto będzie wertował kartki w
oczekiwaniu na powtarzające się na co drugiej stronie, soczyste obrazy
torturowanych ofiar. Powieść jest mocna, ale autor zręcznie wyważył ilość
krwawych scen w stosunku do zarysowanej historii. Dzięki temu podczas lektury
nie ma się wrażenia o wymyśleniu konkretnych postaci tylko po to, by na nich
zbudować brutalne sceny dręczenia. To również można zaliczyć do „plusów”
książki.
A minusy? Według mnie, celowe
ich wyszukiwanie byłoby „czepianiem się” na siłę. Ale jeśli mogłabym właśnie się
o coś „przyczepić”, to wskazałabym na zakończenie. Historii nie sposób odmówić
konsekwencji zdarzeń. Wszystko wydaje się logicznie przemyślane i misternie
połączone tak, by każdy element fabuły pasował do całości. Jednak kiedy przez
kilkaset stron czytelnik oczekuje w napięciu na rozwiązanie i odpowiedź, w jaki
sposób ofiary wyswobodzą się ze swojej śmiercionośnej pułapki, ostatecznie –
odczuwa lekki zawód. Można powiedzieć, że opowieść kończy się tak, jakby nagle
została ucięta i nieco na przymus skrócona. Nie ma efektów specjalnych, nie ma
niespodzianki. Widać też wyraźną dysproporcję pomiędzy przedstawionymi obrazami
psychiki bohaterów sprzed scen kulminacyjnych i tymi ukazanymi, gdy już zagadka
zostaje rozwiązana.
Ten jeden szczegół, na dodatek bardzo
subiektywny, nie powinien jednak nikogo zniechęcać, zwłaszcza tych czytelników,
którzy wcześniej sięgnęli już po „Bestię”. „Kompleks Boga” wciąga i nie pozwala
na obojętność. Ponadto książkę czyta się lekko; ciężar prawie 400 stron (!) staje
się odczuwalny jedynie wtedy, gdy przychodzi ochota, żeby zabrać powieść ze
sobą na spacer albo do pociągu.
W odautorskich podziękowaniach,
które można przeczytać na końcu książki, Piotr Rozmus porównuje pisanie
kolejnych powieści do pokonywania trudnego i nierównego terenu. Na przykładzie
obu thrillerów: „Bestii” i „Kompleksu Boga” bardzo wyraźnie widać, jak autor
doskonale sobie z tym pokonywaniem pisarskich trudności radzi. Łatwo dostrzec,
jak rozwija swój warsztat. Fabuła staje się dojrzalsza, dzięki temu całość
zyskuje na oryginalności. W przygotowaniu kolejna powieść. Mam nadzieję, że
będzie jeszcze lepsza, a przynajmniej równie dobra, co pozostałe.
Magda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz