Sięgając do czeluści mej pamięci muszę przyznać, że w kwestii oglądania niedozwolonych filmów osiągnęłam swego rodzaju mistrzostwo. Mając zdecydowanie za mało lat, aby obcować z mrocznym i krwawym kryminałem robiłam wszystko, aby nikt nie dowiedział się o mych przewinieniach. Byłam niczym czujny pies na warcie i każdy szelest, ruch czy smuga światła wprowadzała mój mózg na pełne obroty kombinatorstwa. Miałam system przełączania telewizora na tryb nocny, dzięki czemu ekran spowijał mrok i nic nie było widać za każdym razem gdy za drzwiami działo się coś podejrzanego. Mogę odnotować wielki sukces, bądź dużą pobłażliwość mamy na tym polu. Późna pora emisji ozdabiała me oczy worami i sprawiała ogólne otępienie następnego dnia. Choć czułam, że moje serce przyśpiesza, a ręce lgną do zakrycia oczu za nic w świecie nie mogłam przegapić emisji serialu „Żądza krwi”. Przyznam, że byłam wtedy niemal przerażona i do dziś pamiętam niektóre, co bardziej oryginalne i straszne zbrodnie. I żyłabym tak sobie wspomnieniami gdyby nie odkrycie w księgarni powieści o tym samym tytule. Ku mej wielkiej radości okazało się, że żyłam sobie wówczas w błogiej nieświadomości istnienia książkowego pierwowzoru, napisanego przez szwedzką autorkę kryminałów Val McDermid. Seria o detektyw Carol Jordan i doktorze Tonym Hillu doczekała się aż 7 książek (gdzie do tej pory się uchowałam?), z czego każda doczekała się polskiego przekładu dzięki wydawnictwu Prószyński i S-ka. Dzisiaj chcę was zabrać w przerażającą podróż, w której rządzą najbardziej spaczone umysły, jakie kiedykolwiek dane wam było poznać. Przedstawienie czas zacząć. Witajcie w „Syrenim śpiewie”.
Tego lata odkrył, czego tak naprawdę chce. Stało się to w przerażającym muzeum kryminalistyki, bo rzeczy, które tam zobaczył zainspirowały go…
W Bradfield w Wielkiej Brytanii znaleziono ciała czterech mężczyzn. W śledztwo został zaangażowany psycholog kryminalny Tony Hill. Nawet dla doświadczonego profesjonalisty seria przerażających morderstw na tle seksualnym okazała się niepodobna do niczego, z czym zetknął się do tej pory. Ale stworzenie psychologicznego portretu psychopaty to zadanie w sam raz dla niego, zwłaszcza, że przeszłość Hilla może pomóc mu zrozumieć motywy mordercy. Rozpoczyna się gra między łowcą a ściganym. Hill musi stanąć twarzą w twarz z własnymi demonami i złem tak strasznym, że może nie mieć wystarczająco dużo odwagi i siły, by je powstrzymać. Jak skończy się walka pomiędzy bezwzględnym psychopatą a psychologiem? Czy ktoś wyjdzie z tego starcia zwycięsko?
(opis wydawcy)
Już tutaj, na samym początku przyznam, że era czytania przeze mnie kryminałów umarła na rzecz horroru śmiercią łagodną około siedmiu lat temu i od tego czasu moje obcowanie z owym gatunkiem ograniczyło się jedynie do przeczytania zaledwie jednej powieści, a mianowicie- „Księżniczki z lodu” Camilli Läckberg stąd miałam pewne obawy, czy konwencja kryminału na nowo mnie zachwyci, bądź ugruntuje w przekonaniu że już nie dla mnie jest rozwiązywanie zagadek. Teraz, ze stuprocentową pewnością mogę powiedzieć iż głupie i bezpodstawne były moje obawy. Val McDermid stworzyła tak mroczny i brutalny kryminał, że nawet ja, fanka wszystkich brzydkich i niepoprawnych rzeczy czułam wylewający się z książki brud i zbrukanie. Ponownie wrócił niepokój, jaki towarzyszył mi podczas oglądania serialu pomimo faktu, że niewątpliwie nie jestem już tym podlotkiem jakim wówczas byłam. Realia Wielkiej Brytanii lat 90-tych, z niemal nieustającym deszczem i wszechobecną szarugą sprawiają, że atmosfera zagęszcza się jeszcze bardziej i nie sposób nie poczuć niemal namacalnej grozy jaka płynie z kart powieści. Mówiąc jak najzupełniej szczerze nie spodziewałam się że zostanę powalona na ziemię tak wieloma krwawymi opisami tortur, co oczywiście nie odnotowuję jako minus, a wręcz przeciwnie jest to ogromny plus. Samo dociekanie kim jest morderca poprzez zestawienie wspomnień i dziennika zbrodni mordercy z dochodzeniem prowadzonym przez policję i psychologa Toniego Hilla jest oryginalnie i ciekawie skonstruowane. Morderca zdaje się być nieuchwytny i tak pewny siebie, że nic i nikt nie jest w stanie go powstrzymać przed kolejnymi zbrodniami. Autorka bezbłędnie poradziła sobie z portretem psychologicznym tworząc wiarygodną postać zbrodniarza. Również, kiedy zdaje się że wszystko jest już jasne nowe zdarzenie psuje całą koncepcję i czytelnik zostaje znów na pustym polu, mając w zanadrzu tak samo niewiele poszlak jak oficerowie prowadzący śledztwo. O wielkich odkryciach i technologiach nowej generacji rodem z amerykańskich serialów kryminalnych nie ma tutaj mowy. Czytając „Syreni śpiew” łatwo uwierzyć, że obcujemy z faktyczną zbrodnią, a nie jedynie wyobraźnią autorki.
McDermid udało się również stworzyć pełnokrwiste i wyraziste postacie dwójki głównych bohaterów, którzy nie są typowymi bohaterami, którzy walecznym krokiem idą przez życie. Często nie wiedzą co robić, a ich życie dalekie jest od ideału. Samotna, pochłonięta pracą Carol Jordan żyje tylko i wyłącznie nowymi śledztwami. Prócz brata i kota nie ma wokół siebie bliskich osób. Wszystko poświęca ciężkiej i wymagającej ciągłych wyrzeczeń karierze. Jest silną kobietą, która nie okazuje swych słabości. Po drugiej stronie barykady stoi Tony Hill, psycholog, który mógłby w wielu kwestiach uchodzić za klon Carol. Tak jak i ona jest tylko i wyłącznie pochłonięty pracą i myśli o niej niemal 24 godziny na dobę. W kontaktach z innymi ludźmi, zwłaszcza kobietami, jest niczym mała, przestraszona mysz i choć stara się to ukryć, i to z pozytywnym skutkiem, wprawne oko wychwyci, że cała jego pewność siebie to jedynie świetna gra aktorska. Jest smutnym i bardzo samotnym człowiekiem, który imponuje swą wielką wiedzą w dziedzinie psychologii. Nikt z nich nie jest superbohaterem, który za sprawą włókna ze swetra rozwikła sprawę sprzed 20 lat. Val McDermid postawiła na autentyzm i sprawę bezsprzecznie wygrała.
Czasem zdarzy się jednak sytuacja, kiedy uśmiechniemy się do siebie pod nosem, albo z jękiem w głosie przyznamy „Jej. To już tak się ta technika do przodu posunęła?”. Korzystanie z pagerów lub budek telefonicznych wydaje się teraz tak odległe i zamierzchłe niczym kariera Michała Wiśniewskiego. Komputery w „Syrenim śpiewie” również zdają się być jak Atari pośród dzisiejszej technologii. Również profilerzy w policji to nic nadzwyczajnego i nowego. Na upływający czas nic się nie poradzi i choć wspomnienie dzwonienia do mamy z wakacji z budki telefonicznej i ciągła obawa o uciekające impulsy nie jest dla mnie aż tak odległa to jednak za każdym razem czuję się starzej, gdy ktoś mówi mi, że on tego nie pamięta. A niech takiego delikwenta piekło pochłonie!
Jeśli wahacie się, czy dać serii o Carol Jordan i Tonym Hillu szansę zastanówcie się raz jeszcze. Ten, miejscami obrzydliwie dosłowny i nieszczędzący szczegółów kryminał nie jest tylko gratką dla fanów rozwiązywania z policjantami zbrodni i powolnego dochodzenia kto stoi za morderstwami. To przede wszystkim świetnie napisana i wciągająca pozycja, która daje czytelnikowi możliwość znalezienia się w samym środku walki pomiędzy racjonalnym myśleniem, a brakiem jakiejkolwiek logiki. Psycholog kontra zbrodniarz, przeszłość kontra przyszłość, a wszystko to w krwawej i przerażającej otoczce kryminału i thrillera. „Syreni śpiew” zadowoli każdego, kto chciałby choć na chwilę wniknąć w brudny świat zbrodni i poznać jej przyczyny. A to przecież dopiero początek!
Paulina Kowalska.
Czytałem kilka lat temu. Szczerze? Niezłe, ale mnie osobiście na kolana nie rzuciło. Planuje zakup którejś z kolejnych powieści autorki. być może za drugim razem zaskoczy :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że dużo dał mój sentyment do serialu i wewnętrzna tęsknota za dobrym kryminałem i stąd ten zachwyt :-) Daj szansę drugiej części (Krwawa blizna) bo według mnie jest lepsza od "Syreniego śpiewu", i teraz uda Ci się je znaleźć za bezcen więc co szkodzi spróbować? Najwyżej będziesz na mnie bluźnił ;-)
Usuń