środa, 1 kwietnia 2015

Łukasz Henel "Podziemne miasto". Recenzja

Opowieści o upiornych bestiach spod znaku swastyki przeżywają w ostatnim czasie prawdziwy renesans. Słyszysz – horror o nazistach, myślisz – kolejna mało oryginalna historia, powielająca utrwaloną zarówno w kinie, jak i literaturze grozy, kiczowatą kliszę. Po mit tajemnicy nazistowskich potworów odważnie sięgnął w swojej najnowszej powieści „Podziemne miasto” także Łukasz Henel. Swoją fabułę osadził w owianej wieloma legendami sieci poniemieckich bunkrów w okolicy Międzyrzecza. Dzięki temu koncepcja książki się broni. Nie na tyle jednak, by dać powieści najwyższe z możliwych noty.
Zacznijmy od tego, gdzie jesteśmy. Rzadko się zdarza, że na największą uwagę zasługuje, nie sama akcja, ale miejsce, w którym osadzona zostaje fabuła. Jeśli chodzi o „Podziemne miasto”, to właśnie przedstawiona przestrzeń dodaje książce wartości. Bardziej przerażającej – w dodatku autentycznej - scenerii na horror nie wykreowałby w swojej wyobraźni żaden najlepszy pisarz. Podziemia Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego do utkania makabrycznej opowieści nadają się idealnie. Potężny system poniemieckich fortyfikacji, powstały w latach 30-tych ubiegłego wieku, przez lata owiany był ścisłą tajemnicą. To sprawiło, że o MRU powstało niebywale dużo mniej lub bardziej prawdopodobnych anegdot. Łukasz Henel sięga po te najbardziej niesamowite, ponure i mroczne.
Czytając opisy przestrzeni, w której osadza swoich bohaterów autor „Podziemnego miasta”, trudno odróżnić, gdzie leży granica między prawdą historyczną a fikcją. Za sprawą ledwie zarysowanych opisów czytelnik schodzi wraz z bohaterami do najgłębszych i najciemniejszych podziemnych tuneli. Auto oszczędnie dawkuje charakterystykę miejsca. Mimo to, panujące w podziemiach przenikliwy chłód i nieprzyjemną wilgoć czytelnik jest w stanie odczuć na własnej skórze. Ciarki wywołują też zdawkowo naszkicowane, szeleszczące w oddali i odbijające się w ciemności od betonowych ścian odgłosy zbliżającej się kreatury, której w czarnej otchłani oko zwykłego człowieka nie jest w stanie dojrzeć. Cała wizja przestrzeni, choć nikle nakreślona, jakby tylko naszkicowana, jest nie tylko sensownie przemyślana i spójna, ale także nieprawdopodobnie tajemnicza i przerażająca.

Głównym bohaterem opowieści jest major Staszewski. Można powiedzieć, że odgrywa on rolę strażnika, czuwającego nad spokojem i bezpieczeństwem miejscowej ludności, mieszkającej w sąsiedztwie zagadkowego MRU. Staszewskiemu przeciwstawiony zostaje Ulianow, agent KGB poszukujący wraz z radzieckim oddziałem ludzi pozostawionych w podziemnych tunelach skarbów III Rzeszy. Major, troszczący się o to, by nie zbudzić czyhającego w przepastnych fortyfikacjach, pradawnego zła stojący naprzeciw chciwego i żądnego sławy agenta - to dość przewidywalny schemat. Bez rozbudowania portretów psychologicznych postaci czytelnikowi trudno dostrzec głębię motywacji działań bohaterów. W ich zachowaniu nie ma praktycznie nic zaskakującego. Nawet zakończenie, choć z pozoru zastanawiające, da się w pewien sposób przewidzieć.
To ciekawe, ale w przypadku „Podziemnego miasta” Łukasza Henela można mieć poważne wątpliwości, co tu tak naprawdę straszy. Sieć rozsianych na przestrzeni kilkudziesięciu kilometrów, pogrążonych w ciemnościach korytarzy? „Podziemne fabryki broni. Niezliczone magazyny. Łaźnie, sypialnie (…). Więzienia. Izby tortur i śmierci”? Ogromna liczba maszyn o trudnym do zidentyfikowania przeznaczeniu”? Cały ten podziemny, nieodgadniony i „przerażający ogrom w służbie zła”? Czy może indyjski, wieloramienny, długozębny potwór, który zagubił się gdzieś na międzyrzeckiej ziemi, żeby pozbawiać życia, notabene w niezbyt wyszukany sposób, mieszkańców okolicznych miejscowości? Odpowiedź nasuwa się sama.
Łukasz Henel ma niebywały dar opisywania krótko i zwięźle, ale zarazem bardzo sugestywnie i realistycznie tego, co kryje w sobie mrok, który wdziera się w ludzki umysł, zagubiony w międzyrzeckich podziemiach. Można tylko żałować, że autor z tego daru do końca nie skorzystał. O ile od opisów doświadczeń bohaterów zabłąkanych w skrywających się pod ziemią, militarnych otchłaniach śmierci trudno się czytelnikowi oderwać, tak fragmenty mówiące o indyjskiej maszkarze, noszącej znamię swastyki, wydają się jakby wtórne i mało oryginalne.
Jak już wspomniałam, fakt, że na rynku wydawniczym niewiele jest horrorów (czy też innych gatunków literackiej fikcji), których akcja rozgrywa się w historycznych obiektach wojskowych, chroni całą fabułę „Podziemnego miasta” przed nudą i sztampowością. Mimo że Łukaszowi Henelowi nie udało się uniknąć pewnych warsztatowych niedociągnięć, całą powieść można uznać za wartą uwagi i trzymającą poziom. Pod względem ogólnej koncepcji rzeczywiście widać wkład i zaangażowanie autora. O nietuzinkowej pomysłowości niech świadczy chociażby dość interesujący, moim zdaniem, wątek mówiący o nazistowskiej chęci pozbycia się całej populacji Romów ze względu na to, iż ten wywodzący się z praindoeuropejskiej kultury lud, rzekomo był (i jest nadal) w posiadaniu najbardziej skrywanych, mistycznych tajemnic III Rzeszy.

 Podsumowując. Sam pomysł Łukasza Henela, aby sięgnąć po nazistowską bestię, nie należy do zbyt oryginalnych. Niemniej jednak najnowsza powieść autora przykuwa uwagę. „Podziemne miasto” na pewno sprawdzi się jako lekka, czytelnicza rozrywka. Z pewnością jest to lektura obowiązkowa dla tych, którzy już odwiedzili MRU albo dopiero się tam wybierają.

Magdalena Sz.

1 komentarz:

  1. "Ciarki wywołują też zdawkowo naszkicowane, szeleszczące w oddali i odbijające się w ciemności od betonowych ścian odgłosy zbliżającej się kreatury, której w czarnej otchłani oko zwykłego człowieka nie jest w stanie dojrzeć."

    Recenzentka chyba sama chętnie zaczęłaby pisać :P

    "O ile od opisów doświadczeń bohaterów zabłąkanych w skrywających się pod ziemią, militarnych otchłaniach śmierci trudno się czytelnikowi oderwać, tak fragmenty mówiące o indyjskiej maszkarze, noszącej znamię swastyki, wydają się jakby wtórne i mało oryginalne."

    Serio indyjski potwór z nazistowskimi konotacjami (nie wiem, co to znaczy noszenie znamienia swastyki i nic takiego sobie nie przypominam, ale okej) jest mniej oryginalny niż łażenie podziemnymi korytarzami? Wydaje mi się, że recenzentka miała nadzieję na więcej akcji w tunelach i gdy bohaterowie z nich wyszli, straciła zainteresowanie książką. Mało rzetelne, choć z ogólną oceną się zgodzę - nienajlepsza książka, ale da radę jako czytadło.

    OdpowiedzUsuń