sobota, 19 marca 2016

Jack Ketchum – Dziewczyna z sąsiedztwa.


 Od początku. Jak Ketchum był jednym z dwóch pisarzy, który sprawił, że z powrotem zanurzyłem się w odmęty literackiego horroru (a miałem praktycznie kilkanaście lat przerwy). To dzięki niemu zacząłem też pisać, na nowo oglądać horrory i fascynować się wszystkim, co złe, niepoprawne, brutalne i obrzydliwe. Tym drugim był Edward Lee.
     Nie pamiętam już która powieść pierwsza trafiła w moje ręce. Czy była to właśnie „Dziewczyna z  sąsiedztwa” czy „Poza Sezonem”. Tak czy owak, nie ma to zbyt wielkiego znaczenia, bo obie są doskonałe i okazały się kamieniami milowymi w historii literackiego horroru.
     Pamiętam, że było lato, było gorąco, a tytuł tej powieści wydanej przez Papierowy Księżyc odbijał się coraz większym echem wśród fanów horroru w Polsce. Książkę miałem zamówić, ale dziwnym trafem natknąłem się na nią w mojej bibliotece, stojącą pośród powieści Kinga, Mastertona i Koontza. Jack Ketchum. Sprawdźmy. Okładka wydała mi się na tyle dobra i intrygująca, że szczerze zainteresowałem się tą pozycją. I blurb od samego Kinga, a dodam, że nie był to jeszcze okres, gdzie King firmował swoim nazwiskiem powieści sensacyjne i thrillery. Może być nieźle, pomyślałem. Opis z tyłu książki zachęcił mnie na tyle, że bez wahania ją wypożyczyłem. Tytuł „Dziewczyna z sąsiedztwa” kojarzył mi się bardziej z tanim romansidłem w stylu Nory Roberts czy Danielle Steel, ale ok. Jak bardzo się pomyliłem.
     Jeśli chodzi o literackie horrory, byłem raczej wytrawnym, wytrwałym i wyrobionym czytelnikiem, więc mało co mogło mnie zaskoczyć. Ostre perwersyjne sceny seksu i morderstw u Mastertona, głęboki zarys psychologiczny postaci wykreowanych przez Kinga czy niesamowite historie u Koontza plus wszyscy pisarze ze „stajni” Phantom Press i Amber.
     A jednak. „Dziewczyna z sąsiedztwa” Jacka Ketchuma zwaliła mnie z nóg. Nie mogłem nacieszyć się tą powieścią, była tak dobra, autentyczna i przerażająca! Przerażająco prawdziwa. Historia opowiedziana w niej poruszyła mnie do głębi i do tej pory pamiętam jak wielkie zrobiła na mnie wrażenie. Postaci wykreowane przez Ketchuma były nakreślone w iście mistrzowski sposób, styl narracji nie pozostawiał wiele do życzenia, a tło obyczajowe było szalenie autentyczne. Po prostu chciało się ją czytać, mimo, że sama tematyka nie napawała optymizmem i nie pozostawiała złudzeń. Na kartach powieści jak na dłoni możemy zaobserwować jak doskonałym obserwatorem jest Ketchum, jak celne i trafne wyciąga wnioski, jak pochyla się nad istotą zła, jego przyczyną. Najbardziej straszne w tej opowieści jest to, że zdarzyła się ona naprawdę. Cały czas kibicowałem Meg Loughlin (uwolnij się, ucieknij dziewczyno!), później zaczęła irytować  mnie jej bierność, by w końcu pogodzić się z jej losem bez słowa. Najbardziej jednak drażniła mnie bierność Davida, który pozwalał na te wszystkie okropności i przymykał na nie oczy. Kiedy się ocknął, było już za późno.
     Postać Ruth Chandler została wykreowana na podstawie prawdziwej morderczyni ze stanu Indiana, Gertrude Baniszewski, postać Meg to  w rzeczywistości Sylwia Likens, ofiara swej oprawczyni. Willie, Donny i Woofer oraz Dawid to odwzorowanie Paula i Johna Baniszewskich oraz Coya Hubbarda i Richarda Hobbsa, choć co do postaci Davida, nie jestem tego pewien.
     Powieść poraża swoja brutalnością i realizmem, Ketchum wciąga nas w świat tortur i sadyzmu, w świat szaleństwa i paranoi, którym uległa Ruth, a później i jej dzieci. Ketchum pisze świeżo i z polotem, choć znam takich co nie przebrnęli przez tą powieść czy nawet nie doszli do połowy. Czytając ją odczuwamy mimowolnie empatię, współczując Meg. Ketchum zostawia w nas głębokie rany na psychice, powieść pamięta się jeszcze długo po lekturze. „Dziewczyna z sąsiedztwa” jest bodajże pierwszą z jego powieści, napisaną na zasadzie dodatkowej fabularyzacji zaistniałych już w rzeczywistości wydarzeń. Później, według mnie zabieg ten nie robił już takiego wrażenia, a był tylko kalką wyjściowego pomysłu, powielaną jeszcze kilkakrotnie („Przejażdżka”, „Jedyne Dziecko”).
     Kończąc lekturę od razu sięgnąłem po filmową adaptację. Okazała się w miarę dobra i rzetelna, choć nieco różniła się od oryginału (zakończenie) i niektóre wątki wydały mi się spłycone.
     Z pewnością „Dziewczyna z sąsiedztwa” nie jest powieścią dla każdego. Pełna agresji, szaleństwa i degeneracji człowieka pozostawia trwałe piętno na duszy i psychice. Na długo lub na zawsze. Jest to jeden z najlepszych horrorów jakie czytałem i jedna z najlepszych powieści Jacka Ketchuma, która wyniosła go na szczyt panteonu literackiego horroru. Polecam bez dwóch zdań, choć nie wyobrażam sobie, by ktoś jeszcze jej nie czytał…
Tomasz Czarny

Jack Ketchum
Dziewczyna z sąsiedztwa
Papierowy Księżyc 2016


1 komentarz:

  1. Jakieś pięć lat temu to było, a ja nadal pamiętam. Trzy noce nie mogłam spać. Ta historia jest przerażająca i okrutna, ale książki mają poruszać, nie dać się oderwać, wsysać. Ta tak właśnie działa.

    OdpowiedzUsuń