sobota, 14 grudnia 2019

Nawiedzenia w literaturze grozy. Szybki przegląd


Nawiedzone dwory, domy, posesje, to sztandarowy element literackiej grozy. Duchy, buszujące po schodach zamczysk straszyły nas – czytelników – już od XIX wieku. Mam wrażenie, że w całym repertuarze horrorowych możliwości, poczynając od: psychopatycznych morderców, indiańskich demonów, zabójczych aligatorów, aż po cały asortyment potworów Cthulhu, to nawiedzenia miejsc są jakby zapomniane. Oczywiście zgoła inaczej jest w horrorze filmowym, tam co chwila otrzymujemy kolejne rodziny, muszące poradzić sobie ze skokami temperatur, samo jeżdżącymi zabawkami, otwierającymi się oknami, zgrzytami, jękami i zawodzeniami, aż w końcu atakami istot, czy nadnaturalnych bytów. Można pisać i pisać, a raczej oglądać i oglądać. Ale wracamy do literatury.


Pierwszą książką, którą przeczytałem w tym klimacie był "Nawiedzony" Jamesa Herberta. Zresztą to chyba pierwszy horror w moim życiu, który wpadł mi w ręce, zaczynając moją przygodę horrorem. Fantastyczny klimat, mrocznie, strasznie i esencja nawiedzonych klimatów. Do dzisiaj jeden z moich najulubieńszych horrorów. Zresztą nasz bohater – David Ash – pojawia się jeszcze trzykrotnie w powieściach Herberta: „Duchy ze Sletath” (Zysk 1999), „Ash” i „ The Ghosts of Sleath / '48” nie wydane w Polsce.

Peter James i „Dom na wzgórzu” to chyba jedyny horror tego autora. Wydawnictwo Albatros konsekwentnie wydaje w jednej serii jego thrillery. Tytuł ten, w rankingu LC został uznany jako najlepszy horror 2016 roku. Nie obeszło się oczywiście bez kontrowersji, do których chyba powinniśmy się przyzwyczaić jeżeli chodzi o wszelkie plebiscyty z głosowaniem czytelników. Sama powieść jest dobra, nie obfituje może w masakryczne sceny, straszy rzadko, w miarę trzyma klimat. To ciekawe, współczesne nawiązanie do klasycznej grozy. Dobra lektura, ale nie najlepsza, która ukazała się w 2016 roku. Niemniej fanom nawiedzonych domów może się spodobać. Jest kilka momentów, gdzie ciary latają po plecach.

„Dwór” Scotta Nicholsona, to najnowsza na rynku publikacja w klimatach nawiedzeń. Ukazał się w małym wydawnictwie Phantom Books i dostępna jest tylko w sprzedaży internetowej lub w formie e-booka. Bardzo dobra historia, o powolnym rozwojem akcji, co chyba jest takim klasycznym chwytem. Jednak w drugiej części powieści możecie przygotować się na mocne momenty. Ciekawi bohaterowie, którzy walczą o ocalenie swoich dusz, z początku sobie obcy, aby z czasem wspólnie stawić czoła ZŁU. Bardzo polecam.

„Nawiedzony dom na wzgórzu” Shirley Jackson. Tutaj można by napisać tylko tyle, że trzeba to przeczytać, klasyka wśród klasyk. Wspaniała i pięknie wydana przez Replikę.
Nie jest moim celem opisywać fabuły prezentowanych tytułów. Dlatego unikam streszczeń.
Książka spotkała się z różnymi opiniami. Jedni są zachwyceni, inni czytelnicy piszą, że to wcale nie jest horror. No i co począć? Musicie przeczytać. Może taki eksperyment? Złapać Nawiedzony Jackson i przeskoczyć na „Nawiedzonego” Herberta. Zobaczycie, jaką ewolucję przeszedł horror o nawiedzeniach przez te dziesięciolecia. Możecie być zaskoczeni, bo jak wspomniałem wcześniej, do dzisiaj wiele powieści gatunku bazuje (jeżeli można tak powiedzieć) na klasycznych chwytach. I chyba w tym jest urok ghost story?

„Nawiedzony Hotel” Collins. Ponownie lądujemy w XIX wieku i tym razem powieść w zbiorze z innymi opowiadaniami. Ponownie Zysk i Spółka. Obecnie wydawnictwo zaprzestało wydawania nowych pozycji z klasycznej serii, a przecież kilka ciekawych tytułów się u nich pojawiło. Szkoda. Polecam cały zbiór. Raczej książka nie będzie nas straszyć i z pewnością to pozycja dla miłośników klasyki, gdzie „gra” słowem, opisy, rzeczywistość XIX wieku jest równie ważnym elementem.

„Nawiedzony dom” Johna Boyne`a. Nowiuteńska rzecz od wydawnictwa Stara Szkoła. Jestem właśnie przed pisaniem opinii o tym tytule i nie chciałbym za dużo dzisiaj zdradzać. Napiszę może tak. To jeden z najlepszych horrorów, które przeczytałem od bardzo dawna. Wspaniała klasyczna historia o lepkim klimacie, lecz z współczesnym, mocnym zębem. Jestem autentycznie zauroczony!

„Nawiedzeń” Worrenów, chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Bodaj ukazały się już trzy tomy opowieści o najbardziej sławnej parze egzorcystów na świecie. Trochę inny klimat, niż prezentowane powyżej tytuły. Przecież tutaj mamy wszystko na faktach 😉 Można lubić, bądź nie. Inny zupełnie ciężar, no i nawiedzenia to nie tylko wspomniane na początku budynki. Szczerze, to najsłabszy tytuł w tym podsumowaniu.

I na koniec torpeda! „Amityville Horror”. Kto nie oglądał? Ten gapa! AH pojawiło się w tym roku i w formie papierowej i rzutem na taśmę wskakuje wydawnictwo Vesper. Dom, który obrósł w legendy i jest chyba najbardziej znanym nawiedzonym budynkiem na świecie. „Historia o nawiedzonym domu została wymyślona przez jego mieszkańców do spółki z pewnym pisarzem, w celu wypromowania książki i później filmu. To klasyczny przykład „czarnej legendy przeklętego filmu”.” Bardzo ciekawie opisuje to Magdalena Kamińska w swojej książce „Upiór w kamerze”. Zawsze musi być oczywiście jakiś powód zjawisk paranormalnych. I tutaj nie mogło być inaczej, jak nie zbrodnia, morderstwo, realne zło, które zostało uwięzione w „czterech ścianach”. Cudownie.

Oki, to taki szybki przegląd powieści o nawiedzonych domach, dworach itd. (no może wyłączając Worrenów). Pewnie jakieś książki pominąłem, może nie czytałem. Gdyby ktoś chciał uzupełnić tą listę, to poproszę.


5 komentarzy:

  1. W związku z pytaniem końcowym przychodzi mi na myśl "W kleszczach lęku" (lub w innym przekładzie "Dokręcanie śruby") Henry Jamesa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "W kleszczach lęku", chyba gdzieś mam, muszę poszukać :D Sprawdzę - dzięki.

      Usuń
  2. No i ma się rozumieć "Lśnienie" Kinga. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ha! Właśnie myślałem nad LŚNIENIEM, ale czy to nie bardziej powieść o szaleństwie?.....

    OdpowiedzUsuń
  4. Taki klasyk jak "Amityville Horror" to trzeba przeczytać.

    OdpowiedzUsuń