Nawiedzone dwory, domy, posesje, to sztandarowy element
literackiej grozy. Duchy, buszujące po schodach zamczysk straszyły nas –
czytelników – już od XIX wieku. Mam wrażenie, że w całym repertuarze horrorowych
możliwości, poczynając od: psychopatycznych morderców, indiańskich demonów, zabójczych
aligatorów, aż po cały asortyment potworów Cthulhu, to nawiedzenia miejsc są
jakby zapomniane. Oczywiście zgoła inaczej jest w horrorze filmowym, tam co chwila
otrzymujemy kolejne rodziny, muszące poradzić sobie ze skokami temperatur, samo
jeżdżącymi zabawkami, otwierającymi się oknami, zgrzytami, jękami i zawodzeniami,
aż w końcu atakami istot, czy nadnaturalnych bytów. Można pisać i pisać, a
raczej oglądać i oglądać. Ale wracamy do literatury.
Pierwszą książką, którą przeczytałem w tym klimacie był "Nawiedzony" Jamesa Herberta. Zresztą to chyba pierwszy horror w moim życiu, który wpadł mi
w ręce, zaczynając moją przygodę horrorem. Fantastyczny klimat, mrocznie, strasznie
i esencja nawiedzonych klimatów. Do dzisiaj jeden z moich najulubieńszych
horrorów. Zresztą nasz bohater – David Ash – pojawia się jeszcze trzykrotnie w
powieściach Herberta: „Duchy ze Sletath” (Zysk 1999), „Ash” i „ The Ghosts of
Sleath / '48” nie wydane w Polsce.
Peter James i „Dom na wzgórzu” to chyba jedyny horror tego
autora. Wydawnictwo Albatros konsekwentnie wydaje w jednej serii jego thrillery.
Tytuł ten, w rankingu LC został uznany jako najlepszy horror 2016 roku. Nie obeszło
się oczywiście bez kontrowersji, do których chyba powinniśmy się przyzwyczaić jeżeli
chodzi o wszelkie plebiscyty z głosowaniem czytelników. Sama powieść jest dobra,
nie obfituje może w masakryczne sceny, straszy rzadko, w miarę trzyma klimat.
To ciekawe, współczesne nawiązanie do klasycznej grozy. Dobra lektura, ale nie
najlepsza, która ukazała się w 2016 roku. Niemniej fanom nawiedzonych domów
może się spodobać. Jest kilka momentów, gdzie ciary latają po plecach.
„Dwór” Scotta Nicholsona, to najnowsza na rynku publikacja w
klimatach nawiedzeń. Ukazał się w małym wydawnictwie Phantom Books i dostępna
jest tylko w sprzedaży internetowej lub w formie e-booka. Bardzo dobra
historia, o powolnym rozwojem akcji, co chyba jest takim klasycznym chwytem.
Jednak w drugiej części powieści możecie przygotować się na mocne momenty.
Ciekawi bohaterowie, którzy walczą o ocalenie swoich dusz, z początku sobie
obcy, aby z czasem wspólnie stawić czoła ZŁU. Bardzo polecam.
„Nawiedzony dom na wzgórzu” Shirley Jackson. Tutaj można by
napisać tylko tyle, że trzeba to przeczytać, klasyka wśród klasyk. Wspaniała i pięknie
wydana przez Replikę.
Nie jest moim celem opisywać fabuły prezentowanych tytułów.
Dlatego unikam streszczeń.
Książka spotkała się z różnymi opiniami. Jedni są
zachwyceni, inni czytelnicy piszą, że to wcale nie jest horror. No i co począć?
Musicie przeczytać. Może taki eksperyment? Złapać Nawiedzony Jackson i
przeskoczyć na „Nawiedzonego” Herberta. Zobaczycie, jaką ewolucję przeszedł
horror o nawiedzeniach przez te dziesięciolecia. Możecie być zaskoczeni, bo jak
wspomniałem wcześniej, do dzisiaj wiele powieści gatunku bazuje (jeżeli można
tak powiedzieć) na klasycznych chwytach. I chyba w tym jest urok ghost story?
„Nawiedzony Hotel” Collins. Ponownie lądujemy w XIX wieku i
tym razem powieść w zbiorze z innymi opowiadaniami. Ponownie Zysk i Spółka. Obecnie
wydawnictwo zaprzestało wydawania nowych pozycji z klasycznej serii, a przecież
kilka ciekawych tytułów się u nich pojawiło. Szkoda. Polecam cały zbiór. Raczej
książka nie będzie nas straszyć i z pewnością to pozycja dla miłośników
klasyki, gdzie „gra” słowem, opisy, rzeczywistość XIX wieku jest równie ważnym
elementem.
„Nawiedzony dom” Johna Boyne`a. Nowiuteńska rzecz od wydawnictwa
Stara Szkoła. Jestem właśnie przed pisaniem opinii o tym tytule i nie chciałbym
za dużo dzisiaj zdradzać. Napiszę może tak. To jeden z najlepszych horrorów, które
przeczytałem od bardzo dawna. Wspaniała klasyczna historia o lepkim klimacie,
lecz z współczesnym, mocnym zębem. Jestem autentycznie zauroczony!
„Nawiedzeń” Worrenów, chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Bodaj
ukazały się już trzy tomy opowieści o najbardziej sławnej parze egzorcystów na
świecie. Trochę inny klimat, niż prezentowane powyżej tytuły. Przecież tutaj
mamy wszystko na faktach 😉
Można
lubić, bądź nie. Inny zupełnie ciężar, no i nawiedzenia to nie tylko wspomniane
na początku budynki. Szczerze, to najsłabszy tytuł w tym podsumowaniu.
I
na koniec torpeda! „Amityville Horror”. Kto nie oglądał? Ten gapa! AH pojawiło
się w tym roku i w formie papierowej i rzutem na taśmę wskakuje wydawnictwo
Vesper. Dom, który obrósł w legendy i jest chyba najbardziej znanym nawiedzonym
budynkiem na świecie. „Historia o nawiedzonym domu została wymyślona przez jego
mieszkańców do spółki z pewnym pisarzem, w
celu wypromowania książki i później filmu. To klasyczny przykład „czarnej
legendy przeklętego filmu”.” Bardzo ciekawie opisuje to Magdalena Kamińska w
swojej książce „Upiór w kamerze”. Zawsze musi być oczywiście jakiś powód zjawisk
paranormalnych. I tutaj nie mogło być inaczej, jak nie zbrodnia, morderstwo,
realne zło, które zostało uwięzione w „czterech ścianach”. Cudownie.
Oki,
to taki szybki przegląd powieści o nawiedzonych domach, dworach itd. (no może
wyłączając Worrenów). Pewnie jakieś książki pominąłem, może nie czytałem. Gdyby
ktoś chciał uzupełnić tą listę, to poproszę.
W związku z pytaniem końcowym przychodzi mi na myśl "W kleszczach lęku" (lub w innym przekładzie "Dokręcanie śruby") Henry Jamesa.
OdpowiedzUsuń"W kleszczach lęku", chyba gdzieś mam, muszę poszukać :D Sprawdzę - dzięki.
UsuńNo i ma się rozumieć "Lśnienie" Kinga. :)
OdpowiedzUsuńHa! Właśnie myślałem nad LŚNIENIEM, ale czy to nie bardziej powieść o szaleństwie?.....
OdpowiedzUsuńTaki klasyk jak "Amityville Horror" to trzeba przeczytać.
OdpowiedzUsuń