poniedziałek, 20 kwietnia 2020

Dom między chmurami - C. Klobuch


„Dom między chmurami” to pierwszy tom nowego cyklu fantasy. I jak podchodzę do powieści z tego gatunku ( zwłaszcza seryjnych) z dużą dozą ostrożności (bowiem rzadko udaje im się przykuć na dłużej moją uwagę, nie męcząc w trakcie lektury), tak tutaj, na wstępie przyznaję, że jestem bardzo pozytywnie zaskoczony.

O autorze nie wiem zgoła nic. Niniejsza książka to jedyna pozycja spod jego pióra, jaką udało mi się odnaleźć w czeluściach internetu, a zapis imienia jako inicjał sugeruje, że  być może jest to pseudonim. Przyznaję szczerze – nie wiem.  Podjąłem się więc lektury z czysta karta, zupełnie nie wiedząc, czego się spodziewać, czego oczekiwać. Może to i dobrze? Od początku zakładałem debiut literacki, jednak – jeśli tak jest rzeczywiście – to mamy do czynienia z zaiste znakomitym warsztatowo debiutantem, który nie tylko doskonale panuje nad formą, ale też świetnie radzi sobie z treścią.
Powieść kryje w sobie wiele elementów bardzo dla fantasy charakterystycznych, jednak dawkowanych w zupełnie zaskakujących proporcjach. Cała opowieść toczy się zresztą nie na królewskim dworze, a rzecz nie idzie o wielkie, epickie bitwy wielotysięcznych armii, a wręcz przeciwnie. Mamy odległą, względem stolicy Wielkiego Księstwa Ostrowu, prowincję i skromnego, przygranicznego namiestnika Derwana, który zresztą nie dysponuje zbyt licznymi siłami do obrony wzmiankowanej granicy.

Stąd jego paląca potrzeba skorzystania z usług Koro – niezwykłego jeźdźca, dosiadającego jako wierzchowca wielkiego drapieżnego ptaka. Ma on, jako jedyny w swoim rodzaju,  wyjątkowy, powietrzny zwiadowca, wesprzeć ostrodzkie patrole i zapobiec podjazdom stepowych wojowników Imperium Baatarskiego.
Jako że Koro sam znajduje się w stosunkowo podbramkowej sytuacji ( nie piszę szczegółów, by uniknąć spoilerów), przystaje na nowe zlecenie – które mocno ogranicza jego swobodną naturę i zmusza do podporządkowania konkretnemu władcy, ale z drugiej strony gwarantuje mu realizacje własnych, podstawowych, egzystencjalnych wręcz pragnień. Nasz bohater dokonuje więc niełatwego wyboru… dzięki czemu szybko przyczynia się do militarnego sukcesu Derwana i jego spektakularnego zwycięstwa nad baatarskim zajazdem. 
A niejako przy okazji, w trakcie pracy z nowym ptakiem – Bezimiennym, Koro poznaje krewną namiestnika - młodziutką Tami. Między bohaterami dość szybko rodzi się uczucie, które – rzecz jasna - będzie mieć znaczący wpływ na dalsze losy obydwojga. Więcej nie zdradzę, by nie psuć wam wrażeń z lektury.  Powiem tylko, że losy tej pary mocno się skomplikują.


„Dom między chmurami” to historia epicka, napisana z rozmachem światotwórczym, starannie i ze szczegółami odmalowująca wykreowane przez twórcę ziemie Poncji. To wizja dopracowana, wewnętrznie spójna. Nieprzesadnie obfita w magię – ta jest li tylko drobnym elementem, w dodatku dla samych mieszkańców stanowiącym swoiste wspomnienie zamierzchłych czasów świetności, a teraz jedynie po części temat tabu, bo części zaś skromny dodatek, uzupełnienie religijnych obrządków. I – co ważne – nie bierze się znikąd,  nie można nią szastać bez opamiętania, ma swoją wagę, swoją cenę i wiele wymaga od tego, który chce z niej korzystać. 

Sztafaż przedstawionego w książce świata to surowa rzeczywistość z jednej strony charakterystyczna dla późnego średniowiecza, z drugiej realia wzbogacone o analogiczne dla naszej, rodzimej historii zagrożenia ze strony tureckiej ordy. schyłku odrodzenia i czasów Żółkiewskiego. Stepowi najeźdźcy baatarscy jota w jotę przypominają właśnie tatarów z okresu wojen polsko – tureckich schyłku odrodzenia i czasów Żółkiewskiego. To powoduje, że powieściowa kreacja jest nam w pewnym stopniu bliższa, bardziej swojska. Łatwiej nam się w nią zagłębić, przez oczywiste skojarzenia, odnaleźć w wykreowanym przez autora świecie. Sama historia z jednej strony nie obfituje może w mnogość spektakularnych wydarzeń, a akcja toczy się powolnie, ale jednocześnie nie nudzi, nie sprawia wrażenia nijakiej, czy chaotycznej. Jest spójna, logiczna, przemyślana. Wydarzenia w naturalny sposób wynikają z siebie kolejno, losy bohaterów zdają się budowane na starannych, jasno określonych założeniach. To – zwłaszcza w przypadku debiutu – wskazuje jak solidnie autor przygotował się do tej historii. Relacje Koro i Tami są przedstawione bez infantylności, nie tchną tanim romansem dla nastolatek – co niejednokrotnie okazuje się bolączką współczesnego fantasy w podobnym duchu,  akcentującego elementy obyczajowe. Zgrabnie nakreślone tło społeczno – polityczne i dworsko – dyplomatyczne, skomplikowane rozgrywki przywodzą na myśl sławetną „Grę o tron” Martina.

Autor dobrze radzi sobie zarówno z głównymi osiami fabuły – a są one dwie: relacja Koro i Tami oraz nadciągająca i niespodziewana wojna z Baatarami, ale tez z samą kreacją świata przedstawionego, który odkrywa przed nami niespiesznie, acz konsekwentnie.
A ja muszę przyznać, że pierwszy raz od bardzo dawna ciesze się, że opowieść nie zamyka się w jednym tomie. I czekam na ciąg dalszy.

Nie da się ukryć, że „Dom między chmurami” to wstęp. Rozpoczęcie naprawdę szeroko zakrojonej, napisanej z rozmachem i starannością powieści, w której wielkie wojny i skomplikowane polityczne intrygi są na równi znaczące, co osobiste losy pojedynczych jednostek. I – co ciekawe, wątki obyczajowe potrafią zaciekawić w stopniu równie znaczącym, co losy całego Królestwa.

Jeśli cenicie sobie umiejętnie napisaną literaturę i nie uważacie, że fantasy kończy się na Tolkienie, to zapraszam do lektury. Sądzę, że „Opowieści Ostrodu” tom I – „Dom między chmurami” może okazać się jednym z ciekawszych serii w tym gatunku, jakie pojawiły się na polskim rynku. Z niecierpliwością wypatruję kontynuacji, która – mam nadzieję – nie zawiedzie oczekiwań i potwierdzi jakość całości.

Mariusz Wojteczek


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz