„Dom między chmurami” to pierwszy tom nowego cyklu fantasy.
I jak podchodzę do powieści z tego gatunku ( zwłaszcza seryjnych) z dużą dozą
ostrożności (bowiem rzadko udaje im się przykuć na dłużej moją uwagę, nie męcząc
w trakcie lektury), tak tutaj, na wstępie przyznaję, że jestem bardzo
pozytywnie zaskoczony.
O autorze nie wiem zgoła nic. Niniejsza książka to jedyna
pozycja spod jego pióra, jaką udało mi się odnaleźć w czeluściach internetu, a
zapis imienia jako inicjał sugeruje, że
być może jest to pseudonim. Przyznaję szczerze – nie wiem. Podjąłem się więc lektury z czysta karta,
zupełnie nie wiedząc, czego się spodziewać, czego oczekiwać. Może to i dobrze?
Od początku zakładałem debiut literacki, jednak – jeśli tak jest rzeczywiście –
to mamy do czynienia z zaiste znakomitym warsztatowo debiutantem, który nie
tylko doskonale panuje nad formą, ale też świetnie radzi sobie z treścią.
Powieść kryje w sobie wiele elementów bardzo dla fantasy
charakterystycznych, jednak dawkowanych w zupełnie zaskakujących proporcjach.
Cała opowieść toczy się zresztą nie na królewskim dworze, a rzecz nie idzie o
wielkie, epickie bitwy wielotysięcznych armii, a wręcz przeciwnie. Mamy odległą,
względem stolicy Wielkiego Księstwa Ostrowu, prowincję i skromnego,
przygranicznego namiestnika Derwana, który zresztą nie dysponuje zbyt licznymi
siłami do obrony wzmiankowanej granicy.
Stąd jego paląca potrzeba skorzystania z usług Koro –
niezwykłego jeźdźca, dosiadającego jako wierzchowca wielkiego drapieżnego
ptaka. Ma on, jako jedyny w swoim rodzaju,
wyjątkowy, powietrzny zwiadowca, wesprzeć ostrodzkie patrole i zapobiec
podjazdom stepowych wojowników Imperium Baatarskiego.
Jako że Koro sam znajduje się w stosunkowo podbramkowej
sytuacji ( nie piszę szczegółów, by uniknąć spoilerów), przystaje na nowe
zlecenie – które mocno ogranicza jego swobodną naturę i zmusza do podporządkowania
konkretnemu władcy, ale z drugiej strony gwarantuje mu realizacje własnych,
podstawowych, egzystencjalnych wręcz pragnień. Nasz bohater dokonuje więc niełatwego
wyboru… dzięki czemu szybko przyczynia się do militarnego sukcesu Derwana i
jego spektakularnego zwycięstwa nad baatarskim zajazdem.
A niejako przy okazji, w trakcie pracy z nowym ptakiem – Bezimiennym, Koro
poznaje krewną namiestnika - młodziutką Tami. Między bohaterami dość szybko
rodzi się uczucie, które – rzecz jasna - będzie mieć znaczący wpływ na dalsze
losy obydwojga. Więcej nie zdradzę, by nie psuć wam wrażeń z lektury. Powiem tylko, że losy tej pary mocno się
skomplikują.
„Dom między chmurami” to historia epicka, napisana z
rozmachem światotwórczym, starannie i ze szczegółami odmalowująca wykreowane
przez twórcę ziemie Poncji. To wizja dopracowana, wewnętrznie spójna.
Nieprzesadnie obfita w magię – ta jest li tylko drobnym elementem, w dodatku
dla samych mieszkańców stanowiącym swoiste wspomnienie zamierzchłych czasów świetności,
a teraz jedynie po części temat tabu, bo części zaś skromny dodatek, uzupełnienie
religijnych obrządków. I – co ważne – nie bierze się znikąd, nie można nią szastać bez opamiętania, ma
swoją wagę, swoją cenę i wiele wymaga od tego, który chce z niej korzystać.
Sztafaż przedstawionego w książce świata to surowa
rzeczywistość z jednej strony charakterystyczna dla późnego średniowiecza, z
drugiej realia wzbogacone o analogiczne dla naszej, rodzimej historii zagrożenia
ze strony tureckiej ordy. schyłku odrodzenia i czasów Żółkiewskiego. Stepowi
najeźdźcy baatarscy jota w jotę przypominają właśnie tatarów z okresu wojen
polsko – tureckich schyłku odrodzenia i czasów Żółkiewskiego. To powoduje, że
powieściowa kreacja jest nam w pewnym stopniu bliższa, bardziej swojska. Łatwiej
nam się w nią zagłębić, przez oczywiste skojarzenia, odnaleźć w wykreowanym
przez autora świecie. Sama historia z jednej strony nie obfituje może w mnogość
spektakularnych wydarzeń, a akcja toczy się powolnie, ale jednocześnie nie
nudzi, nie sprawia wrażenia nijakiej, czy chaotycznej. Jest spójna, logiczna,
przemyślana. Wydarzenia w naturalny sposób wynikają z siebie kolejno, losy
bohaterów zdają się budowane na starannych, jasno określonych założeniach. To –
zwłaszcza w przypadku debiutu – wskazuje jak solidnie autor przygotował się do
tej historii. Relacje Koro i Tami są przedstawione bez infantylności, nie tchną
tanim romansem dla nastolatek – co niejednokrotnie okazuje się bolączką współczesnego
fantasy w podobnym duchu, akcentującego
elementy obyczajowe. Zgrabnie nakreślone tło społeczno – polityczne i dworsko –
dyplomatyczne, skomplikowane rozgrywki przywodzą na myśl sławetną „Grę o tron”
Martina.
Autor dobrze radzi sobie zarówno z głównymi osiami fabuły –
a są one dwie: relacja Koro i Tami oraz nadciągająca i niespodziewana wojna z
Baatarami, ale tez z samą kreacją świata przedstawionego, który odkrywa przed
nami niespiesznie, acz konsekwentnie.
A ja muszę przyznać, że pierwszy raz od bardzo dawna ciesze
się, że opowieść nie zamyka się w jednym tomie. I czekam na ciąg dalszy.
Nie da się ukryć, że „Dom między chmurami” to wstęp. Rozpoczęcie
naprawdę szeroko zakrojonej, napisanej z rozmachem i starannością powieści, w
której wielkie wojny i skomplikowane polityczne intrygi są na równi znaczące,
co osobiste losy pojedynczych jednostek. I – co ciekawe, wątki obyczajowe
potrafią zaciekawić w stopniu równie znaczącym, co losy całego Królestwa.
Jeśli cenicie sobie umiejętnie napisaną literaturę i nie uważacie,
że fantasy kończy się na Tolkienie, to zapraszam do lektury. Sądzę, że „Opowieści
Ostrodu” tom I – „Dom między chmurami” może okazać się jednym z ciekawszych
serii w tym gatunku, jakie pojawiły się na polskim rynku. Z niecierpliwością
wypatruję kontynuacji, która – mam nadzieję – nie zawiedzie oczekiwań i
potwierdzi jakość całości.
Mariusz Wojteczek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz