Naprawdę
chce wierzyć, że Masonowie są niewinni, ale jak mogę? Wystarczy jedno
spojrzenie na ich zachowanie w telewizji #DaisyMason
Mam
nadzieję, że zdechną na raka. Niech umrą bolesną śmiercią w potwornych
męczarniach. #Masonowie #winni*
Wszyscy wiedzą co się
stało. Wystarczy wyciągnąć wnioski z obserwacji. Zresztą to zawsze najbliżsi są
winni. Albo ktoś z sąsiadów lub niedawnych skazańców. Kto porwał Daisy Mason?
Odpowiedź jest prosta, ale pytanie powinno brzmieć inaczej – kto zabił Daisy
Mason. Oczywiście, że rodzice.
Internetowi hejterzy to
powszechne i skrajne zjawisko. Anonimowość w sieci sprzyja wydawaniu sądów i
bluzgów. Łatwo opinie publicznej przychodzi znalezienie winnego i osądzenie go
– jeszcze długo przed tym, nim zrobią to odpowiednio powołane do tego służby.
To samo dzieje się, gdy
podczas sąsiedzkiego przyjęcia bez śladu ginie ośmioletnia dziewczynka Daisy
Mason. Nikt nic nie widział, nikt nic nie wie, ale dziewczynki i żadnych śladów
po niej nie ma. Statystyki są nieubłagane – podczas takich spraw to zawsze na
najbliższych spada pierwsze podejrzenie. Policjanci, którzy jako pierwsi dotrą
na miejsce dokonują chłodnej kalkulacji i oględzin właśnie tych osób. Potem
sprawa dociera do mediów, a lawina internetowych hejterów rusza szybko, bo oni już
wiedzą co się stało z małą Daisy.
Cara Hunter w „Kto
porwał Daisy Mason?” nie pisze tylko o mechanizmach, jakie zachodzą podczas
dramatycznych poszukiwań dziecka, choć nie brakuje smutnej prawdy, iż po 24
godzinach po zgłoszeniu zaginięcia, najczęściej szuka się zwłok, a nie żywej
osoby. Autorka w książce tej skupia się przede wszystkim na przedstawieniu
portretu z pozoru idealnej rodziny, w której jednak widać jakąś rysę. Dostrzega
ją także opinia społeczna. Co tak naprawdę zdarzyło się w rodzinie Masonów i co
stało się z Daisy?
Niezależnie
od tego, jak zrozpaczeni się wydają, i nieważne, jak nieprawdopodobnie to
brzmi, oni widzą, kto to zrobił. Może podświadomie, może jeszcze nie w tej
chwili, ale wiedzą. Oni to wiedzą.*
Oceniamy i wydajemy
sądy. Wszyscy. Ta książka ma na celu to, by dosłownie wciągnąć się w ten cały
mechanizm poszukiwań, poszlak, śladów, które doprowadzą do rozwikłania sprawy
na temat tego, co stało się z Daisy. Takich książek było już sporo, ale w tym
wypadku Cara Hunter stara się ukazać nie tylko dramat rodzinny, ale chce wejść
głębiej w jego strukturę i odpowiedzieć na pytanie nie kto, ale dlaczego? „Kto
porwał Daisy Mason?” to książka nasączona akcją, ale też niepozbawiona
monotonnej procedury policyjnej, czy dziwnych zwrotów akcji. To jednak pozycja,
którą czyta się dobrze, bo podchodzi do sprawy na świeżo, pokazuje dobitne i
niszczące działanie mediów społeczniościowych oraz wydawanie przez nią
pochopnych, niczym niepodpartych oskarżeń. Łatwo jest w ten sposób zniszczyć
drugiego człowieka.
Tak naprawdę podczas
czytania nie jest łatwo znaleźć odpowiedź na tytułowe pytanie. Jest ono sporym
zaskoczeniem, którego kompletnie się nie domyślałam. Daje też pewne pole do
zastanowienia. Nieprzewidywalne zakończenie, to według mnie najsłabsza część w
całej książce. Krótkie, mało treściwe, pozostawiające sporo pytań. Tak jak cała
książka była nasycona wątkami, tak zakończenie przebiegło gładko i jakoś tak
niezrozumiale… Książka reklamowana jest jako najlepiej sprzedający się na
Wyspach Brytyjskich debiut w gatunku thriller psychologiczny roku 2018. I jest
to dobra książka, którą czyta się szybko i z ciekawością. Ten psychologizm
gatunkowy nie jest jednak tak mocno namacalny, to raczej dramat rodzinny pełen
sekretów i nierozwiązanych spraw z przeszłości.
Autorka recenzji:
Magdalena Wardęcka
*Cytaty pochodzą z
książki
Tej książki autorki jeszcze nie znam, ale jestem świeżo po lekturze "Mrocznej prawdy", którą szczerze polecam :)
OdpowiedzUsuń