Odpuść sobie. Nic dobrego Cię tu nie spotka. Chuck Palahniuk skończył się na „Fight Clubie”, naprawdę. „Udław się” sprawi tylko, że rozboli Cię głowa i będziesz wyzywał autora-grafomana o to jak można coś takiego wydać. Nie, ja nie przesadzam. Głupi dzieciak wierzy obłąkanej matce a później zamienia się w seksoholika. Ktoś to w ogóle chciałby czytać? Idź stąd, precz! Póki jeszcze trzymasz rękę na myszce i masz dobry humor. Chcesz go bezpowrotnie stracić? Prosisz się o to, zdajesz sobie z tego sprawę? Świetnie, naprawdę świetnie. Nie krzycz potem, że Cię nie ostrzegałam i nie pisz listów z zażaleniami. Masz, proszę, przeczytaj sobie co ten Palahniuk znów nabazgrał. A niech Cię psia jego mać!
Dobrze, a więc na początku był on, Victor Mancini, duszący się w restauracjach, aby zrobić z ludzi bohaterów i zarobić na leczenie matki, będący przy tym maniakiem seksualnym. Jego matka dostała kuku, on krąży między pracą, domem a szpitalem, ledwo wiążąc koniec z końcem. Gdzieś po drodze leczy się z seksoholizmu, dławi jedzeniem i opowiada o swoim dziwacznym dzieciństwie. Nie oszczędza cynizmu i każe nam siebie nienawidzić. Pyta, czego Bóg by NIE zrobił i robi to. Palahniuk nikogo nie oszczędza i ostro krytykuje konsumpcjonizm, którego zdaje się nienawidzić całym sobą. Śmieszy przez łzy i dołuje nie gorzej niż nie jeden melodramat. Tu nie ma półśrodków- albo go kochasz, albo nienawidzisz. Tu znowu będzie dużo przegadanych stron,
dużo rad bez pokrycia, dużo tak celnych spostrzeżeń, że będzie Ci niedobrze na samą myśl w jak chorym świecie przyszło Ci żyć. Będziesz chciał rzucić książkę w diabły, ale jakaś nadludzka siła będzie Ci kazała czytać dalej i dalej, aż do ostatniej strony. Zaniedbasz przez to dom, rodzinę. Pies zdechnie z głodu, bo zapomnisz go nakarmić. Stracisz pracę, będzie Ci niedobrze. Byłeś upartym człowiekiem. A ja przecież ostrzegałam, prawda?
Odkładając książkę będziesz w stanie ciężkiej depresji, ale pomyślisz, że jednak może warto coś ze sobą zrobić, cokolwiek. Budować, nie wiedzieć co i dlaczego. Nie mieć pojęcia kiedy skończysz i co to ma być, ale starać się i po prostu działać. Nie pytać o to, czego Bóg by nie zrobił, nie wmawiać sobie niczego, zostawić w tyle złość i nienawiść. Zostać bohaterem na miarę swoich czasów. Szukać pozytywów i wierzyć, że coś dobrego jeszcze Cię w życiu czeka. Zresztą, zrobisz jak uważasz. Palahniuk Ci jedynie dobrze radzi i trzyma kciuki. W swoim pokręconym i wymykającym się konwenansom stylu tworzy, miesza przyszłość, przeszłość i teraźniejszość, bawi się językiem i nie zważa na to co wypada, a czego nie wypada mu napisać. Seks, łazienka, obleśny facet, małpa, samolot- tutaj wszystko się może zdarzyć i mieć odwrotny skutek. Wyzwolić zło, radość, ból, destrukcję. Tutaj możesz spodziewać się tylko niespodziewanego. Albo czegoś gorszego. A nawet lepszego. Zależy na co i jak patrzysz.
Chuck Palahniuk znów Cię ładnie załatwił, przyznaj się. Miało być tak pięknie, a ty znowu musiałeś przeczytać te jego wypociny. Trzeba było skończyć na „Fight Clubie”, a nie szukać dalej. Mało Ci wrażeń w życiu? Za dużo wolnego czasu? Trzeba było iść do teatru, kina, ba, nawet dyskoteka byłaby lepsza. Co Ci dał Palahniuk? Depresję? Nadzieję? Nową, sarkastyczno- cyniczną uwagę o pokoleniu łaknącym pieniędzy? Ty i tak powiesz, że było warto. Nie dałeś się nabrać, prawda? Udławiłeś się w restauracji i ktoś został dzięki Tobie bohaterem! Spokojnie, możesz teraz żyć dalej. Palahniuk dalej będzie na Ciebie czekał. Nie spocznie, dopóki całe pokłady cynizmu, sadyzmu, dziwności i smutku nie wyjdą na światło dzienne. A niech pisze! A czy Ty, drogi czytelniku, będziesz w stanie nie udławić się przy lekturze sprawdź sam. Tutaj nie ma innego wyjścia.
Paulina Kowalska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz