środa, 21 sierpnia 2019

Andrew Neiderman - Adwokat diabła


Weź, usiądź i napisz opinię o książce, która w pierwszym odczuciu (i po części słusznie), kojarzy się z filmem. Filmem nie byle jakim, bo przecież ogólnie uznanym za świetny, ze wspaniałym klimatem, rewelacyjnymi rolami Ala Pacino i Keanu Reevesa. Książką, która zdawałoby się nie wniesie nic nowego, no może opisy będą odgrywać większą rolę, bo przecież w filmie nie wszystko uda się zawsze pokazać. No i zanim otworzyłem książkę zastanawiałem się, czy obejrzeć film ponownie?

„Adwokata diabła” oglądałem……. No właśnie, za bardzo już nawet nie pamiętam kiedy, zapewne cały klimat filmu siedzi gdzieś tylko w pamięci i pozwala stwierdzić mi, że to było świetne kino. Jednak świetnych filmów na szczęście co roku jest kilka, więc naturalne, że obraz Taylora Hackforda z 1997 roku znacznie się zatarł i dzisiaj mam tylko mgliste wspomnienia.

Z jednej strony SUPER! Nie będę musiał porównywać, doszukiwać się różnic między powieścią a filmem czy postawić sobie na koniec czytania pytanie „Film czy książka?” Zresztą zazwyczaj odpowiedź jest wiadoma. A więc niemal z „czystą kartą” otworzyłem pierwszą stronę.

Nie będę rozpisywał się na temat wydania Adwokata. Każdy, kto ma choć kilka książek Vespera, wie o czym można by pisać. A więc, nie będziecie rozczarowani, gwarantuję.
Wracamy do książki.

Kiedy Kevin Taylor dołącza do wziętej, ekskluzywnej firmy prawniczej na Manhattanie, specjalizującej się w prawie karnym spółki John Milton i Wspólnicy, oznacza to dla niego długo wyczekiwaną poprawę losu. Wreszcie może się wraz z żoną cieszyć wszystkimi luksusami, jakich oboje pragnęli – pieniędzmi, limuzyną z szoferem, a nawet olśniewającą siedzibą w strzelistym apartamentowcu w samym sercu Nowego Jorku. Kevin nie zdaje sobie jednak sprawy z tego, że związał się właśnie z podejrzanym, mrocznym stowarzyszeniem…
Jego nowy szef, John Milton, z miejsca przydziela mu zapowiadającą się na jedną z najgłośniejszych spraw roku, wręczając mu w tym celu dokumentację sporządzoną jeszcze przed popełnieniem zbrodni. Kevin rzuca się w wir pracy, lecz rychło dostrzega niepokojące, wręcz złowrogie szczegóły, jakie stopniowo wyłaniają się spod atrakcyjnej fasady jego nowej firmy. Gdy zauważa, że jego współpracownicy zwyciężają w każdej potyczce na sali sądowej, a wszyscy ich klienci zostają oczyszczeni z zarzutów, jego narastające podejrzenia przeobrażają się w autentyczny strach. Kevin, nie wiedząc o tym jeszcze, został ADWOKATEM DIABŁA i nie ma dla niego ratunku przed światem potępionych…


Opis bezczelnie skopiowałem ze strony wydawcy, bo tak pomyślałem, że chyba w sumie każdy wie, w czym rzecz i nie chodzi tutaj o opisywanie jakieś szersze fabuły.
Ważniejsze będzie, co „Adwokat diabła” daje czytelnikowi, a wiec w tym przypadku – mnie.

To bardzo dobra mieszanka thrillera prawniczego z powieścią grozy, pełna niejasności i niejednego dna. To historia o ludzkiej naturze i jej ułomności (nic nowego, nie jesteśmy doskonali). Nie bez znaczenia także John Milton – to szef naszego bohatera noszący nazwisko autora „Raju utraconego”. To skłania czytelnika do bardziej uważnego czytania i szukania innych odniesień (słowo „smaczków” chyba nie jest odpowiednie). Fantastycznie nakreśleni bohaterowie powieści ze swoimi wadami i zaletami stają się w sumie tacy bliscy i ludzcy, pomimo, że akcja toczy się w Ameryce. Oczywiście wątek demoniczny jest tym, co pchnęło mnie do lektury w pierwszej kolejności. No i historia. Wydawałoby się taka normalna, niemal banalna, ot historyjka adwokacka połączona z silnymi relacjami międzyludzkimi. Znamy to. Jednak tutaj, ta z pozoru błaha historia z czasem przeradza się w zagmatwaną, na swój sposób mroczną i elektryzującą fabułę. Demoniczne szpony zaciskają się coraz bardziej. Powoduje to, że „Adwokat diabła” nie jest kolejnym oklepanym thrillerem czy horrorem. Neirderman może nie wzbił się na wyżyny szeroko rozumianej literatury grozy, ale z pewnością dotarł bardzo wysoko. To w sumie powieść dla wymagającego czytelnika, dla którego era zmutowanych krabów, krewetek, żarłocznych rekinów i robali już minęła.
Powinienem podziękować Vesperowi za „Adwokata diabła”, lecz tego nie zrobię. Przez Was zaspałem do pracy.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz