Każda wojna jest straszna, każdy konflikt niesie za sobą
cierpienie i śmierć. Nie ma tutaj różnicy, kto z kim walczy, gdzie, ani jak
długo. Zazwyczaj nikt nie sądzi zwycięzców, a zwycięzcy pastwią się nad
pokonanymi. Okropieństwa wojny przemawiają do wyobraźni bardzo mocno: obrazy,
filmy, nagrania, czy relacje i opowieści tych, którzy przeżyli, powodują często, że aż ciężko uwierzyć, aby jeden
człowiek, drugiemu zgotował taki los.
Wśród tych wszystkich obrazów, wydaje się, że
najokrutniejsza i najstraszniejsza była Wielka Wojna. Z pewnością była to
batalia, która swoim szaleństwem, pchnęła w objęcia śmierci, niemal wszystkie
armie świata. Nie było chyba, także innej, tak bezsensownej rzezi. Mam tutaj na
myśli cały konflikt trwający do 1918 roku jak i pojedyncze, czy wielotygodniowe
i miesięczne bitwy, często przerywane na dłuższy okres, aby po kilku miesiącach
wybuchnąć na nowo. Bitwy o kawałek ziemi, o najbliższą linię okopów wroga, o
mordowanie się dla mordowania. Przerażają i zarazem fascynują przedziwne narzędzia
i machiny mające jeden cel. Zabić drugiego człowieka.
W taki świat wprowadza, a raczej bierze czytelnika za bety i
wrzuca Michał Gołkowski w swoim cyklu „Stalowe szczury”. Pierwszy tom opowieści o Karnej Kompanii, 5
Regimentu, Dywizji Piechoty, dowodzonej przez kapitana Reinharda, to przede
wszystkim opowieść o męstwie i szaleńczej próbie utrzymania się przy życiu
grupy niemieckich szturmowców. To opowieść brutalna, pełna krwi, flaków i
wzajemnego mordowania się w błocie Wielkiej Wojny. To historia straceńców,
którzy wydawałoby się, nie mają już nic do stracenia i są pogodzeni, że swój
żywot zakończą w jednym z tysięcy zlanych wodą lejów, którymi usiane jest pole
bitwy. To także opowieść o utraconej miłości kapitana Reinharda, której
tajemnicę skrzętnie skrywa w schowanym pod mundurem medalionie, także o dyscyplinie
i ślepym oddaniu podwładnych żołnierzy.
„Stalowe szczury. Błoto” to książka, którą pochłania się jednym tchem i nie szkoda wystygłej kawy i zapomnianego obiadu. Historia karnej kompani, nie kończy się wraz z ostatnią stroną, pozostaje w nas na długo.
„Stalowe szczury. Błoto” to książka, którą pochłania się jednym tchem i nie szkoda wystygłej kawy i zapomnianego obiadu. Historia karnej kompani, nie kończy się wraz z ostatnią stroną, pozostaje w nas na długo.
Chciałoby się powiedzieć – I całe szczęście, bo Michał
Gołkowski nie kończy historii jednym tytułem. Właśnie ukazał się drugi tom,
osadzony tym razem nie w błocie frontu zachodniego, a w przestworzach ponurego
nieba, usianego sterowcami i dwupłatowcami.
„Stalowe szczury. Chwała”, bo o tym tytule mowa, to
kontynuacja pierwszego tomu, o którym wspominam wyżej. Po odnalezieniu i
ocaleniu kompanii Reinharda, otrzymuje on zadanie zdobycia, zdawałoby się
utraconego na zawsze i ukochanego sterowca „Marlene”.
Przerzuceni poza linię frontu, szturmowcy mają dotrzeć do francuskiej
bazy, gdzie w hangarze spoczywa sterowiec, którym kiedyś dowodził kapitan Reinhardt.
Muszą go porwać i dotrzeć do bazy niemieckiej.
Na początku wydawało się mi, że to główny temat powieści.
Grupa szturmowców, dotychczas przyzwyczajona do wpadania w okopy wroga i
masakrująca ocalałych obrońców, teraz niczym współcześni komandosi, w
tajemnicy, pod osłoną nocy, muszą dotrzeć do „Marlene” i ją wykraść. Jednak
tutaj Michał Gołkowski zaskoczył mnie kompletnie, ponieważ jest to tylko
preludium do dalszych działań kompani. To początek niesamowitej przygody,
która często będzie zdradzała elementy typowej powieści przygodowej, pełnej bitew, walk i szalonej ekspedycji. Wyobraźcie sobie, podniebne potyczki,
podchody i abordaże. Pomyślcie o niebie usianym samolotami przechwytującymi i
potężnymi lewiatanami, sterowcami uzbrojonymi w działa i gniazda karabinów
maszynowych, nowoczesnymi, podniebnymi lotniskowcami i przedziwnymi
wynalazkami, niczym z najlepszych powieści steampunkowych.
Sam autor w wywiadzie dla blogu Okiem na Horror powiedział: "Wierzę, że gdyby Wielka Wojna trwała dłużej, to z pewnością podobne wynalazki stałby się czymś powszechnym. Bo przecież wojna jest ukoronowaniem naszego rozwoju technologicznego".
Sam autor w wywiadzie dla blogu Okiem na Horror powiedział: "Wierzę, że gdyby Wielka Wojna trwała dłużej, to z pewnością podobne wynalazki stałby się czymś powszechnym. Bo przecież wojna jest ukoronowaniem naszego rozwoju technologicznego".
Niemniej
pomysłowość, czy fantazja autora przyprawia czytelnika o zachwyt i
niedowierzanie. Kto z nas wpadłby na pomysł, aby ze sterowca, w kapsule,
spuszczać poniżej pułapu chmur obserwatora, w zamkniętym zasobniku, niczym trumnie. Takich
niesamowitych wynalazków w książkach Michała Gołkowskiego znajdziemy wiele.
Choć, oglądając zdjęcia z tamtych czasów i widząc niesamowite pomysły
ówczesnych konstruktorów, faktycznie trzeba się zgodzić z autorem, że te przedziwne cuda techniki istniały naprawdę. Często niepraktyczne, nieudane lub zarzucone po testach - jednak istniały. Oczywiście nad wieloma projektami
pracowano i po wojnie, jednak to osobna historia.
W drugim tomie „Stalowych szczurów”, także do końca
poznajemy tajemnicę kapitana Reinhardta. Czyj wizerunek skrywa pod mundurem? Jakie
były jego wcześniejsze losy? Dlaczego zdegradowany znalazł się w karnej
kompani, na pierwszej linii frontu. Jest to krótki lecz ważny element powieści, co dziwne naprawdę wzruszający, co wydaje się tak nierealne w scenerii wojennych zmagań. Rozwiązanie tajemnicy kapitana, powoduje, że jeszcze bliżej "zagarniamy" dla siebie głównego bohatera książki.
Nie znajdziemy w Chwale, takiego nasycenia przemocy, jak w pierwszym tomie. Zdecydowanie pierwsze skrzypce gra tutaj historia i realizacja celu, zadania. Także bliżej poznajemy poszczególnych szturmowców, autor pokazuje nam ich ludzką twarz, niekoniecznie schowaną pod maską przeciwgazową.
Nie znajdziemy w Chwale, takiego nasycenia przemocy, jak w pierwszym tomie. Zdecydowanie pierwsze skrzypce gra tutaj historia i realizacja celu, zadania. Także bliżej poznajemy poszczególnych szturmowców, autor pokazuje nam ich ludzką twarz, niekoniecznie schowaną pod maską przeciwgazową.
Powieść, tak jak pierwszy tom, wręcz się
pochłania i nie wiadomo kiedy przewracamy ostatnią stronę. Autor pozostawia nas
z bohaterem w sytuacji, która ewidentnie, aż prosi się o stworzenie dalszych
tomów cyklu. Sprawa zostaje otwarta. Tak się pewnie stanie.
Tylko się
zastanawiam, jak Michał Gołkowski to zrobi?
Jednak znając już, niesamowitą wyobraźnię Gołkowskiego, wiem, że ten czas nastanie i znowu kapitan Reinhardt, skradnie mi cały dzień. Znowu porwie mnie w wir Wielkiej Wojny. I zawładnie mną Flammender Ruhm - płomiennej chwały blask.
Starałem pokusić się o porównanie obu tomów. Jednak nie jest to możliwe. To dwie powieści, gdzie mamy tych samych bohaterów, jednak w zupełnie innym środowisku, co powoduje, że porównywać ich nie ma sensu. Po prostu, obie są świetne. I nie mogą istnieć bez siebie.
Jednak znając już, niesamowitą wyobraźnię Gołkowskiego, wiem, że ten czas nastanie i znowu kapitan Reinhardt, skradnie mi cały dzień. Znowu porwie mnie w wir Wielkiej Wojny. I zawładnie mną Flammender Ruhm - płomiennej chwały blask.
Starałem pokusić się o porównanie obu tomów. Jednak nie jest to możliwe. To dwie powieści, gdzie mamy tych samych bohaterów, jednak w zupełnie innym środowisku, co powoduje, że porównywać ich nie ma sensu. Po prostu, obie są świetne. I nie mogą istnieć bez siebie.
Cykl świetny, zdecydowanie jedne z ciekawszych pozycji tego
roku. Czekam na więcej.
Wywiad z Michałem Gołkowskim. Zapraszam.
Wywiad z Michałem Gołkowskim. Zapraszam.
1918R. Amerykańskie działko bezodrzutowe. |
To zdjęcie zainspirowało Michała do stworzenia jednego z bohaterów powieści . |
zestrzelony balon obserwacyjny. |
Podgrzewany kombinezon. |
Niemiecki sterowiec LZ93 |
* Wykorzystano zdjęcia udostępnione przez autora oraz Wielka Wojna w fotografii.
Michał Gołkowski
"Stalowe szczury. Błoto"
"Stalowe szczury. Chwała"
Fabryka Słów 2015
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz