„Cholera, krew to krew. Próbowałeś kiedyś zwierzęcej krwi? Smakuje tak samo
jak nasza. Czemu więc ludzka ma być cenniejsza od psiej? Lepsza? Na pewno nie
według psów. Nie powinno się w ten sposób wartościować życia.”
O bezmyślnej śmierci, która prowadzi
do wielkiej zemsty opowiada przejmująca i wzruszająca powieść mistrza
niepokojącej, kontrowersyjnej prozy, czyli „Rudy” Jacka Ketchuma.
Avery Allan Ludlow to starszy człowiek po tragicznych przejściach z
przeszłości. Wdowiec, właściciel miejscowego sklepu, mężczyzna, któremu w życiu
zostało niewiele prawdziwych przyjemności i tylko jeden najwierniejszy
przyjaciel – jego pies imieniem Rudy. Tego dnia, wędkując w swoim ulubionym
miejscu nad strumieniem, Ludlow nie spodziewał się trzech uzbrojonych wyrostków
szukających guza. Nastoletnich, miejscowych chłopaków, którym krew uderzy do
głowy i poczują się panami życia i śmierci. Padnie strzał. Niczym
niesprowokowany. Rudy zginie w obłoku czerwonej mgły. Zniknie przyjaciel,
zniknie kompan, zniknie towarzysz chwil szczęścia i wielkiej niedoli. Ludlow
zostanie sam, ale ani na chwilę nie straci czujności. Zrobi i poświęci
wszystko, by chłopaki i ich rodziny poznały, czym jest prawdziwa
sprawiedliwość.
Wielokrotnie przy tekstach Jacka Ketchuma pisałam, że mottem jego twórczości
powinny zostać słowa Jean-Paul Sartre’a Piekło
to drugi człowiek. W tej kwestii nic się nie zmienia od lat, bo próżno
szukać w jego książkach potworów, demonów, czy duchów – krzywdę zadają zawsze
ludzie. To od nich bije okrucieństwo i to oni stanowią zagrożenie. Ketchum
zawsze stawia pytania o podstawy człowieczeństwa, o to, co czyni nas ludźmi.
Rysuje przed czytelnikiem najbardziej przerażające scenariusze, czyli to, co
może się nam przytrafić, a czego boimy się głęboko w sercu. Bezlitosnej,
bezsensownej przemocy, przemocy dnia codziennego, której jego bohaterowie stają
się przypadkowymi ofiarami. Jego proza boli i zagnieżdża się w umyśle i
wyobraźni czytelnika, sprawia, że nie można zapomnieć o okropieństwach świata,
że podejrzliwie zerkamy na mijanych ludzi i unikamy jak ognia bezpośrednich
konfrontacji, bo ta zazwyczaj kończy się krwią i łzami.
„Rudy” z pewnością poruszy serca najbardziej
zatwardziałych czytelników, tym bardziej, gdy nie jest im obojętna krzywda
zwierząt, gdy potrafią wyobrazić sobie ból po stracie ukochanego kompana. W tej
opowieści znajdziemy wszystko to, czym proza Jacka Ketchuma jest – niekończącym
się pytaniem o naturę człowieka. Jednak być może zaskoczy nas tutaj tląca się
nadzieja, gdy na chwilę uwierzymy, że moralność człowieka-potwora to jedynie
anomalia i zwyrodnialstwo, a większość ludzi nosi w sobie ogrom zrozumienia i
współczucia. Bo pomiędzy kartami tej historii odnajdziemy… miłość. To wyjątek w
prozie Jacka Ketchuma, piękny wyjątek pozwalający wierzyć, że jeszcze nie wszystko
stracone.
„Rudego” polecam wielbicielom prozy Ketchuma, którym
niestraszna jest ludzka skaza, jednak także na początek przygody z autorem, na
rozgrzewkę, by przekonać się z jakim potworem zmierzyć musi się czytelnik w
przyszłości.
Olga z WielkiBuk.com
"Dziewczynę z sąsiedztwa" czytałem, "Rudego" ze względu na śmierć psa raczej nie dałbym rady, dość potwornego pastwienia się nad zwierzętami można znaleźć w codziennym życiu, niestety :(
OdpowiedzUsuńOpowiem jeszcze o tym dzisiaj w filmie, ale sama zbierałam się do lektury kilka lat i cieszę się, że w końcu sięgnęłam po "Rudego" - to Ketchum o wiele delikatniejszy, wrażliwszy, widać, że sama tematyka jego również boli i dlatego idealnie rozgrywa całą fabułę. Ogromnie polecam - będzie smutno, będzie boleć, ale tym razem czytelnik dostaje tak potrzebne katharsis. :)
Usuń