W erze
internetu i wszelkich publikacji elektronicznych coraz trudniej jest znależć
czasopismo papierowe. Rynek tradycyjnej, papierowej prasy niesie dla twórców
tych tytułów wiadome niebezpieczeństwo. Koszt stworzenia papierowego tytułu
jest zdecydowanie wyższy niż podobnego tytułu w formie elektronicznej. Więc
widmo niepowodzenia projektu i strat finansowych jest zdecydowanie wyższe. Inną sprawą pozostaje popyt rynku na czasopisma
tradycyjne. Gdyby zapytać losową osobę o pismo fantastyczne wydawane w formie
papierowej, zapewne zdecydowana większość wymieniłaby „Nową Fantastykę” i
koniec. Nie ma co się dziwić, ponieważ pierwszą myślą jest właśnie NF, a potem
naprawdę trzeba się nagłowić aby wymienić chociaż dwa tytuły.
Odchodząc od tematu, pamiętam czasy, gdy w
kiosku miało się własną teczkę z zaprenumerowanymi tytułami, a gazeta była
niemal elementem codziennego rytuału. Dzisiaj w erze internetu i mnogości
zamieszczanych tam informacji ,człowiek z szeleszczącą gazetą przeszedł niemal
do lamusa. Pozostawmy wspomnienia i spójrzmy jak to wygląda dzisiaj. Zerknimy na prasę przeznaczoną dla fanów literatury grozy
skupiając się na najnowszym tworze – kwartalniku „Coś”
Tak
naprawdę dzisiaj nie ma gazety, która w swoim profilu zamykałaby się tylko na
horrorze. Skąd to się bierze? Z pewnością z obawy przed dość wąskim gronem
odbiorców. Nie czarujmy się, horror nigdy nie osiągnie popularności romansów
czy powieści kryminalnych i ci, którzy sądzą inaczej delikatnie mówiąc, są
niepoprawnymi szaleńcami.
Od 2015 roku co kwartał, pojawia się
czasopismo „Brama” tworzone przez szczecineckich pasjonatów, do których również
należę. „Brama” to sześćdziesięcio stronicowy kwartalnik wydany na bardzo
ładnym papierze, pełen kolorowych grafik. Gazeta powstała z myślą o fanach gier
bez prądu i szeroko pojętej fantastyki. Znajdziemy w nim więc recenzje
planszówek, zapoznamy się ze światem Magic the Gathering, liźniemy publicystykę
(niestety słabą) i poczytamy opowiadania, które są chyba najmocniejszą stroną „Bramy”.
Kiedyś usłyszałem, że najważniejsze są pierwsze trzy numery, po nich można wysondować jaka przyszłość czeka dany tytuł. Niestety, czwarty numer „Bramy” pojawił się z półrocznym poślizgiem, co nie wróży chyba najlepiej. Mam jednak nadzieję, że to przejściowe problemy i szczecineckie czasopismo będzie pojawiać się regularnie oraz, że znajdzie swoją niszę, ponieważ połączenie gier , SF i horroru wydawać mogło się dość karkołomne.
Kiedyś usłyszałem, że najważniejsze są pierwsze trzy numery, po nich można wysondować jaka przyszłość czeka dany tytuł. Niestety, czwarty numer „Bramy” pojawił się z półrocznym poślizgiem, co nie wróży chyba najlepiej. Mam jednak nadzieję, że to przejściowe problemy i szczecineckie czasopismo będzie pojawiać się regularnie oraz, że znajdzie swoją niszę, ponieważ połączenie gier , SF i horroru wydawać mogło się dość karkołomne.
Kolejnym
tytułem jest „OkoLica Strachu” i pozwólcie, że tutaj nie będę się rozpisywał,
ponieważ Okiem na Horror jest wydawcą tego tytułu. Napiszę tylko tyle, że moja
wizja czasopisma ,w którym znajdziemy dobre opowiadania i bogatą publicystykę urzeczywistniła się i mogę zapewnić, że OLS
brnie do przodu, a każdy kolejny numer będzie coraz lepszy i ciekawszy.
Przejdźmy
do reaktywowanego „Coś na Progu” czyli „Coś”. Nie będę ukrywał, że tworząc OLSa
wzorowaliśmy się na „Coś na Progu” i „Feniksie”. Nie mam także nic przeciwko,
jeżeli ktoś z Was uważa dawny CnP za produkt niemal kultowy. Chyba takim był.
Miałem zamiar zrecenzować jedyny pulpowy magazyn
na polskim rynku, jednak ograniczę się do kilku uwag. „Coś” ma w sobie
wszystko. Jak pisze we wstępie Łukasz Śmigiel, znajdziemy tam teksty
związane z: horrorem, kryminałem, sensacją, grami bez prądu, kinem, komiksem i
masą innych rzeczy. Czy to dobrze? Tak naprawdę w tym przekroju kontynuowana
jest linia CnP. Mogę zrozumieć, że wydawca chce dotrzeć do jak największej
liczby odbiorców i zabieg ten wydaje się być logiczny. Jednak mam wrażenie, że
tak szeroka tematyka, może spowodować, że kwartalnik będziemy czytać wybiórczo.
Ja tak uczyniłem. Nadal pozostajemy w formule „Temat Numeru” i tutaj mamy do
czynienia z szalonymi naukowcami. Większość zamieszczonych w temacie przewodnim
tekstów jest ciekawa i jako miłośnik literatury grozy, przeczytałem je z
ciekawością, aby na koniec wskoczyć w klimat Jamesa Bonda, nieśmiertelnego
Agenta 007. Ot, taki urok "Cosia". Obowiązkowo muszę wspomnieć o artykule traktującym
o lobotomii. Ta „chora metoda leczenia” zawsze mnie interesowała, więc z
ciekawością przeczytałem felieton Macieja Berga. Bardzo rzeczowy i porządnie przygotowany
materiał i artykuł. Dla mnie, najlepszy w numerze. Wywiad z Juliusem Verne na
razie sobie pominąłem, ale na pewno przeczytam. Zdecydowanie odpuszczam sobie
gry bez prądu. Nie trafił do mnie również zamieszczony komiks. Bardzo dokładnie
przyglądałem się fotografiom w ostatnim arcie, poświęconym Edwige Fenech i z
przyjemnością przeczytałem tekst o tej aktorce, okraszony świetnymi zdjęciami.
Ok., zdjęcia jak zdjęcia, ale ciało? Szkoda, że tak mało i krótko. Powiem
przewrotnie, że cycki są fajnie. Gdybym miał ocenić pierwszy numer „Coś”, to
wystawiłbym mu solidną siódemkę w dziesięciopunktowej skali. Reaktywowane
czasopismo nie odskakuje tematycznie od swojego poprzednika, więc, ten kto je
zakupi nie powinien być zaskoczony. Wydane kilkanaście złotych na kwartał tak naprawdę
rekompensuje nam zamieszczona treść. Od razu napiszę, że cieszę się jak cholera
i mam nadzieję, że „Coś” nie pójdzie drogą reaktywacji Matrixa – im dalej, tym
gorzej.
Wspomnę
o szacie graficznej. Jestem już starym kapciem, noszę okulary, często czytam
przy słabym świetle. I tutaj miałem problemy z niektórymi tekstami, często w
jednym tekście otrzymujemy dwie, trzy czcionki, co mnie normalnie irytowało, do
tego za mocne tło wcale nie pomagało przebrnąć przez maciupeńki tekst. Ponadto
mamy tło: białe, szare, czarne, totalnie wszystkie odcienie szarości. Zdarzają
się także miejsca, które można by zagospodarować. Widziałem opinie, że papier w
bloku wielu osobom się nie podoba, ja nie mam zastrzeżeń. Chciałbym jednak, aby
ten na okładce był lepszej jakości, właśnie jak w „Coś na Progu”.
Podsumowując.
Wspaniale, że pojawiło się „Coś”. Fajnie, że trzymają dawną linię, skoro się to
sprawdzało, to dlaczego by to zmieniać? Choć jak wspomniałem, powoduje to, że
nad niektórymi tekstami przeskakujemy. Kilka drobnych wpadek graficznych, które
utrudniają czytanie, lepszy papier na okładkę i będziemy w domu. Jako wydawca
„OkoLicy Strachu” życzę redakcji „Coś" jak najlepiej i trzymam kciuki. Niech
Moc będzie z Wami!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz