Antologie opowiadań, które w jakikolwiek
sposób podpierają się nazwiskiem wybranej, literackiej ikony, nie są
najłatwiejsze w odbiorze. Czytelnik, któremu wpadło coś takiego do rąk,
automatycznie zmuszany jest do porównań. Albo wartościuje, który z
zamieszczonych w zbiorze autorów okazał się lepszy, albo sprawdza, jak daleko
jest twórcom do wskazanego autorytetu. Żadna z tych sytuacji nie jest
komfortowa.
Na szczęście w przypadku
„Pokłosia”, które ukazało się rynku za sprawą wydawnictwa GMORK, wszystko
wygląda inaczej. Piątka nieobcych fanom literatury grozy pisarzy: Kacper
Kotulak, Paulina Król, Jarosław Turowski, Juliusz Wojciechowicz i Marek Zychla –
wspólnymi siłami stworzyli prawdziwą literacką perełkę. „Antologia opowiadań w
hołdzie Stephenowi Kingowi”, opatrzona wstępem Stefana Dardy, miała być z
założenia zbiorem inspirowanym twórczością współczesnego Króla Grozy. Każdą ze
wspomnianych „inspiracji” można jednak czytać w oderwaniu od rewelacyjnych
koncepcji literackich Kinga. Niekwestionowaną wartością zawartych w zbiorze opowiadań
jest to, że próby czerpania z dorobku mistrza nie spowodowały zatracenia indywidualnego
stylu autorów i nie zagubiły oryginalnego pomysłu na fabułę.
Całość otwiera opowiadanie
Marka Zychli „Chyba”. Tekst jest przepełniony niejednoznacznościami. Świat
przedstawiony został usytuowany gdzieś na pograniczu jawy i snu, przeszłości i
przyszłości, postaci realnych i nierzeczywistych… Autorem kolejnego opowiadania
jest Kacper Kotulak. „To nie TO” wprowadza czytelnika w zupełnie inny klimat.
Akcja wyraźnie przyspiesza. Jest mocno i wyraziście. Zmyślnie naszkicowane
obrazy poszczególnych scen rozbudzają wyobraźnię. To nic, że jest przewrotnie.
Nawet kiedy autor puszcza do czytelnika oko, nie można wyzbyć się wrażenia, że
mistrzowskie „To” jeszcze długo będzie budzić przerażenie u niejednej osoby.
Kolejny jest „Świniak” Juliusza
Wojciechowicza. Opowiadanie warsztatowo dobre, ale w przypadku mojej osoby
wzbudziło mieszane emocje. Wszystko przez niezbyt odległą podróż w czasie, w
którą autor zabiera swoich czytelników. Zbyt sentymentalnie jak na klimat
grozy. Ale sam pomysł - ciekawy. „Status quo” Pauliny Król to wyraźne
nawiązanie do „Efektu motyla”. Z kolei „Cierniowy dwór” Jarosława Turowskiego
to coś na kształt mrocznej baśni. Historia wędrówki małej bohaterki, która
wyrusza w karkołomną podróż, by uratować swoją matkę, z jednej strony porusza,
a z drugiej, ze względu na napotkane postaci i nieprzewidywalność wydarzeń,
trzyma w napięciu.
Antologię kończą dwa opowiadania:
„Death metal” Kacpra Kotulaka i „Fhabhtanna” Marka Zychli. Oba osadzone w
realiach współczesności. W pierwszym mamy do czynienia z ożywionym,
diabolicznym instrumentem, a w drugim – z mówiącym ludzkim głosem psem. Pomysły
nieszablonowe. Teksty napisane zgrabnie. Jednak po ich lekturze, zwłaszcza po
przeczytaniu ostatniego, pozostaje pewien niedosyt.
Nie ułatwię czytelnikom zadania
i choć mam swojego niekwestionowanego faworyta, nie podpowiem, które z
opowiadań tworzących” Pokłosie” wypadło najlepiej. O tym, który z autorów
okazał się być najbliższy fenomenowi Mistrza, trzeba samemu się przekonać. Jedno
jest pewne. Wobec żadnego z tekstów nie można pozostać obojętnym.
Czy autorom udało się sprostać
zadaniu? Sądząc po tytułach powieści, które przychodzą na myśl w trakcie
lektury poszczególnych opowiadań, można spokojnie powiedzieć, że tak. Oprócz
wspomnianych już wcześniej „Efektu motyla” i „To”, w Pokłosiu można odnaleźć
bliższe lub dalsze nawiązania do twórczości S. Kinga. Jest tu chociażby cykl „Mroczna
Wieża”, „Ciało’ czy „Christine”… Z pewnością każdy znawca twórczości Króla
Grozy rozpozna w tekstach z „Pokłosia” jakąś niewspomnianą jeszcze analogię.
Inaczej być jednak nie może. King tak bardzo wpłynął na kształt współczesnej
literatury, że jego historie, a także atmosfera, jaką udaje mu się w swoich
książkach stworzyć, daje się łatwo odczytać w wielu tekstach innych twórców.
Magdalena Sz.
Ciekawa antologia, mnie też przypadła do gustu.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDobra recenzje, aczkolwiek ja osobiście nie cierpię sięgać po antologie, bo moim zdaniem nic one nie wnoszą poza zahaczaniem, większym lub mniejszym, o jeden temat: gatunek, autora, zjawisko etc. Poza tym ani nie mam szerszego rozeznania u danego autora, bo czytam tylko jeden jego tekst, więc ciężko go ocenić, ani nie mogę obiektywnie ocenić całego zbioru, jeśli znajdują się w nim teksty słabe i dobre, i to (jak wspomniałem) od różnych autorów, których nijak nie idzie poznać. Jestem zdecydowanie bardziej za zbiorami jednego autora. ;)
OdpowiedzUsuń