środa, 31 maja 2017

Alex Marwood - Najmroczniejszy sekret


Kiedy popularny pisarz zabiera się za komentowanie rzeczywistości, a w swoich utworach próbuje nawiązywać do prawdziwych wydarzeń, snując teorie spiskowe, czy na własną rękę rzucając przykryte warstwą fikcji oskarżenia, to musi zdawać sobie sprawę, że stąpa po bardzo grząskim gruncie. Zaginięcie Madeleine McCann sprzed dziesięciu lat jest taką kontrowersyjną sprawą, która ze względu na swoją okrągłą rocznicę zaczyna nawiedzać prozę z thrillerem na czele. Zniknięcie trzyletniej dziewczynki wzburzyło opinią publiczną, wywołało falę nienawiści w kierunku jej rodziców i znajomych, którzy wszystkim wokół zdawali się być zamieszani, ale przede wszystkim – winni. Co prawda dowodów jednoznacznych nie ma, policja wciąż miota się pośród poszlak, ale mimo to, publiczność gotowa jest rzucić kamieniem. W każdej chwili.

Być może najnowsza powieść Alex Marwood przynależy jedynie fikcji literackiej, ale mimo to nie jest tajemnicą, że jej „Najmroczniejszy sekret” jest kolejną książkową próbą odpowiedzi na pytania: Co mogło przytrafić się Madeleine i jak to możliwe, że dziecko zniknęło bez śladu? Oczywistym jest, że Madeleine przestała być Madeleine, a jej rodzina przestała być jej rodziną. Tożsamość ofiar i świadków została zmieniona. Miejsce akcji również. Tutaj liczy się moment, uchwycona chwila i sama intencja. I nie wyszło to tej powieści na dobre.
Niemoralnie bogaty magnat handlu nieruchomościami, Sean Jackson, dobrze wie, jak się porządnie zabawić. Jego pięćdziesiąte urodziny zbliżają się wielkimi krokami, a on planuje huczną imprezę pełną alkoholu, narkotyków i zabawy aż po świt. Nie bierze jednak pod uwagę, że jego kolejna z rzędu żona obrazi się na opiekunkę do dzieci i gromadka maluchów zostanie zbiorową kulą u nogi. Nie przewidział także, że jego była żona podeśle mu jego dwie nastoletnie córki, które za nic mają sobie szacunek do ojca, czy jakiekolwiek zasady. Ale impreza dochodzi do skutku, raz kozie śmierć! I faktycznie przytrafia się tragedia, która wywoła niemałe kontrowersje – z ekskluzywnej posiadłości znika Coco, jedna z trzyletnich bliźniaczek, córek Seana. Mijają lata, Sean umiera, a podczas jego pogrzebu prawda wreszcie ujrzy światło dzienne.


Zastanawia mnie niemal osobista niechęć Alex Marwood do opisywanych przez nią postaci. Niechęć, która być może nie byłaby na tyle zintensyfikowana, gdyby nie rzeczywista inspiracja, którą posłużyła się pisarka. Każdy z bohaterów zdaje się być karykaturą samego siebie. W końcu to wyższe sfery w Wielkiej Brytanii, w której walka klas wciąż jest zauważalna, wciąż namacalna. Magnat handlu nieruchomościami jest tutaj więc przebogaty, rubaszny, niemal libertyński. Organizowane imprezy przypominają bachanalia – opływają alkoholem i narkotykami, a rozmiar rodzinnego zaniedbania przekracza wszelką skalę. Rodzice są zupełnie niezainteresowani swoimi pociechami, do tego stopnia, że są gotowi je nafaszerować lekami i zostawić samym sobie. A wszystko w szampańskich bąbelkach, górach kokainy i ogólnym rozpasaniu jak u „Człowieka z blizną”, czyli dekadencja bogaczy i przesyt ludzkich słabości zamkniętych na jednym metrze kwadratowym.
Niemniej, warto zwrócić uwagę na symboliczną warstwę fabuły, nawiązującą do tego biblijnego idiomu Grzechu Naszych Ojców, który kładzie się skazą nie tylko na tej jednej chwili, ale naznacza całe życie kolejnych niewinnych generacji, tak jakby przechodziły z rodzica na potomka. Nie ujdzie tutaj uwagi również  sam wątek rodzicielstwa. Mamy więc największy koszmar, jaki przytrafić może się rodzicom: zaginięcie dziecka... A jednocześnie ojca, który nie przeżywa go tak, jak powinien, nie odczuwa tego wszystkiego, co powinien odczuwać, a przynajmniej w taki sposób jak powinien, obserwując go z perspektywy biernego widza. Przecież jednym z najmocniejszych, powracających zawsze wątków w naszej kulturze jest strach przed zniknięciem dziecka, lęk o swoje potomstwo i nieukojony żal po jego stracie. Gdy nie pojawia on się tam, gdzie powinien, zaczynamy snuć podejrzenia, domniemywać, szukać odpowiedzi. Postawieni przed absolutnie nienormalnym stanem rodzica, któremu nie zależy zaczynamy doszukiwać się najbardziej absurdalnych odpowiedzi na pytania, które na zawsze pewnie pozostaną cudzą tajemnicą.

Chaotyczna opowieść, o chaotycznych ludziach, których chaotyczne czyny doprowadziły do nieodwracalnej tragedii. Bez kontekstu „Najmroczniejszy sekret” jawi się jako niezachwycający thriller, z którym można spędzić wieczór, a który może, ale nie musi przynieść czytelniczej satysfakcji. Dodając kontekst, pojawia się zgrzyt, przykry ton i niefortunne oskarżenia rzucane między kartami powieści. W jednym z wywiadów Alex Marwood mówi o osobistym oburzeniu na rodzinę zaginionej dziewczynki, o społecznej nienawiści i wreszcie o tym, że większość Brytyjczyków nie wierzy w podaną przez nią wersję. Z przykrością muszę stwierdzić, że ta złość buzuje z „Najmroczniejszego sekretu”. I tak intergeneracyjny, ponadpokoleniowy thriller z potencjałem, o toksycznej rodzinie, w której grzechy i zaniedbania jednego pokolenia przeszłości odbijają się na przyszłości, zamiast poruszać, czy wzbudzać współczucie, pozostawił mi na języku nieprzyjemny posmak goryczy.



Olga Kowalska z WielkiBuk.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz