Kiedy popularny pisarz zabiera się za komentowanie
rzeczywistości, a w swoich utworach próbuje nawiązywać do prawdziwych wydarzeń,
snując teorie spiskowe, czy na własną rękę rzucając przykryte warstwą fikcji
oskarżenia, to musi zdawać sobie sprawę, że stąpa po bardzo grząskim gruncie. Zaginięcie Madeleine McCann sprzed dziesięciu lat
jest taką kontrowersyjną sprawą, która ze względu na swoją okrągłą rocznicę
zaczyna nawiedzać prozę z thrillerem na czele. Zniknięcie trzyletniej
dziewczynki wzburzyło opinią publiczną, wywołało falę nienawiści w kierunku jej
rodziców i znajomych, którzy wszystkim wokół zdawali się być zamieszani, ale
przede wszystkim – winni. Co prawda dowodów jednoznacznych nie ma, policja
wciąż miota się pośród poszlak, ale mimo to, publiczność gotowa jest rzucić
kamieniem. W każdej chwili.
Być może najnowsza powieść Alex Marwood przynależy
jedynie fikcji literackiej, ale mimo to nie jest tajemnicą, że jej
„Najmroczniejszy sekret” jest kolejną książkową próbą odpowiedzi na pytania: Co
mogło przytrafić się Madeleine i jak to możliwe, że dziecko zniknęło bez śladu? Oczywistym jest, że Madeleine przestała być
Madeleine, a jej rodzina przestała być jej rodziną. Tożsamość ofiar i świadków
została zmieniona. Miejsce akcji również. Tutaj liczy się moment, uchwycona
chwila i sama intencja. I nie wyszło to tej powieści na dobre.
Niemoralnie bogaty magnat
handlu nieruchomościami, Sean Jackson, dobrze wie, jak się porządnie zabawić.
Jego pięćdziesiąte urodziny zbliżają się wielkimi krokami, a on planuje huczną
imprezę pełną alkoholu, narkotyków i zabawy aż po świt. Nie bierze jednak pod
uwagę, że jego kolejna z rzędu żona obrazi się na opiekunkę do dzieci i
gromadka maluchów zostanie zbiorową kulą u nogi. Nie przewidział także, że jego
była żona podeśle mu jego dwie nastoletnie córki, które za nic mają sobie
szacunek do ojca, czy jakiekolwiek zasady. Ale impreza dochodzi do skutku, raz
kozie śmierć! I faktycznie przytrafia się tragedia, która wywoła niemałe
kontrowersje – z ekskluzywnej posiadłości znika Coco, jedna z trzyletnich
bliźniaczek, córek Seana. Mijają lata, Sean umiera, a podczas jego pogrzebu
prawda wreszcie ujrzy światło dzienne.
Zastanawia mnie niemal
osobista niechęć Alex Marwood do opisywanych przez nią postaci. Niechęć, która
być może nie byłaby na tyle zintensyfikowana, gdyby nie rzeczywista inspiracja,
którą posłużyła się pisarka. Każdy z bohaterów zdaje się być karykaturą samego
siebie. W końcu to wyższe sfery w Wielkiej Brytanii, w której walka klas wciąż
jest zauważalna, wciąż namacalna. Magnat handlu nieruchomościami jest tutaj
więc przebogaty, rubaszny, niemal libertyński. Organizowane imprezy przypominają
bachanalia – opływają alkoholem i narkotykami, a rozmiar rodzinnego zaniedbania
przekracza wszelką skalę. Rodzice są zupełnie niezainteresowani swoimi
pociechami, do tego stopnia, że są gotowi je nafaszerować lekami i zostawić
samym sobie. A wszystko w szampańskich bąbelkach, górach kokainy i ogólnym
rozpasaniu jak u „Człowieka z blizną”, czyli dekadencja bogaczy i przesyt
ludzkich słabości zamkniętych na jednym metrze kwadratowym.
Niemniej, warto zwrócić
uwagę na symboliczną warstwę fabuły, nawiązującą do tego biblijnego idiomu
Grzechu Naszych Ojców, który kładzie się skazą nie tylko na tej jednej chwili,
ale naznacza całe życie kolejnych niewinnych generacji, tak jakby przechodziły
z rodzica na potomka. Nie ujdzie tutaj uwagi również sam wątek rodzicielstwa. Mamy więc największy
koszmar, jaki przytrafić może się rodzicom: zaginięcie dziecka... A
jednocześnie ojca, który nie przeżywa go tak, jak powinien, nie odczuwa tego
wszystkiego, co powinien odczuwać, a przynajmniej w taki sposób jak powinien,
obserwując go z perspektywy biernego widza. Przecież jednym z najmocniejszych,
powracających zawsze wątków w naszej kulturze jest strach przed zniknięciem
dziecka, lęk o swoje potomstwo i nieukojony żal po jego stracie. Gdy nie
pojawia on się tam, gdzie powinien, zaczynamy snuć podejrzenia, domniemywać,
szukać odpowiedzi. Postawieni przed absolutnie nienormalnym stanem rodzica,
któremu nie zależy zaczynamy doszukiwać się najbardziej absurdalnych odpowiedzi
na pytania, które na zawsze pewnie pozostaną cudzą tajemnicą.
Chaotyczna opowieść, o chaotycznych ludziach,
których chaotyczne czyny doprowadziły do nieodwracalnej tragedii. Bez kontekstu „Najmroczniejszy sekret” jawi się
jako niezachwycający thriller, z którym można spędzić wieczór, a który może,
ale nie musi przynieść czytelniczej satysfakcji. Dodając kontekst, pojawia się
zgrzyt, przykry ton i niefortunne oskarżenia rzucane między kartami powieści. W
jednym z wywiadów Alex Marwood mówi o osobistym oburzeniu na rodzinę zaginionej
dziewczynki, o społecznej nienawiści i wreszcie o tym, że większość
Brytyjczyków nie wierzy w podaną przez nią wersję. Z przykrością muszę
stwierdzić, że ta złość buzuje z „Najmroczniejszego sekretu”. I tak intergeneracyjny,
ponadpokoleniowy thriller z potencjałem, o toksycznej rodzinie, w której grzechy
i zaniedbania jednego pokolenia przeszłości odbijają się na przyszłości,
zamiast poruszać, czy wzbudzać współczucie, pozostawił mi na języku
nieprzyjemny posmak goryczy.
Olga Kowalska z
WielkiBuk.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz