Zacznijmy może od oprawy graficznej, ponieważ właśnie
ona ma być elementem, która horror ekstremalny wyciągnie z niszowych wydawnictw
rodem z pospolitych zinów - jak stwierdził Tomasz MordumX Siwiec - wydawca i
jeden z autorów „Sakramentu okrucieństwa”.
I faktycznie. Zbiorek dwóch
opowiadań w klimatach gore ze stajni Horror Masakry jest wydany bardzo ładnie. Porządny papier, twarda
okładka, czytelna czcionka, klejone kartki powodują, że Sakrament dobrze leży w rękach i sprawia wrażenie solidności. Wspólną cechą charakterystyczną wszystkich wydań
HM jest Pan Goryl, czyli facet odpowiedzialny za grafiki okładek. Idąc za słowami MordumXa, faktycznie takiej oprawy nie powstydziłaby się niejedna
pozycja wydana przez popularne, krajowe wydawnictwo. Można się czepiać
czytelności czcionki na ostatniej stronie okładki i lekko naciągniętego loga
Okiem na Horror (nie wiem dlaczego trafiło na mnie, inne są ok. ), ale i tak
efekt jest świetny. Może jeszcze czysty grzbiet, brak tam tytułu, a szkoda.
W zbiorze znajdziemy dwa opowiadania: Łukasza
Radeckiego „Ubój” i Tomka Siwca „Po Hybel”. Całość mieści się na ponad
siedemdziesięciu stronach. Jak przystało na obu Panów to teksty mocne, brutalne
i charakterystyczne dla klimatów horroru ekstremalnego.
W pierwszym poznajemy kobietę, która budzi się w sali wypełnionej truchłami ludzi, a ostatnie co pamięta, to powoli
podjeżdżający samochód i ręce w czarnych rękawiczkach wciągające ją do środka.
Dlaczego znalazła się w miejscu, które przypomina rzeźnie? O tym nie będę
pisał, odważni przeczytają sami. Plusem tej historii jest to, że teoretycznie
mogłaby się ona wydarzyć. Minusem
zaś, że możemy mieć wątpliwości, czy człowiek z poważnymi obrażeniami ciała,
jakich doświadczy bohaterka może logicznie myśleć i działać. Jednak brak
realizmu dla pewnych scen jest tożsamy dla obu opowiadań jak i wpadki
redakcyjne, a kilka ich jest. Niemniej to udany tekst, pomimo że przewidywalny
i zdawałoby się fabuła podobna do kilku filmów gore. Jeżeli jest tam jakieś przesłanie, to do mnie nie trafiło, po lekturze zasiadłem do kanapek ze świeżą wędzonką.
Podobnie jest z opowiadaniem Tomka Siwca „Po Hybel”.
Banalna zdawałoby się historia o facecie, który postanawia skończyć ze sobą. Swoim jeepem
Peugotem (bardzo oryginalnie), przyjeżdża do lasu i próbuje się powiesić. Po
części to się mu udaje. Pozostaje na drzewie, jednak czy martwy? Motywy
działania samobójcy poznajemy w dalszej części historii i jest taki moment
gdzie fabuła przybiera barwę, którą uwielbiam u Siwca najbardziej - o mocnym
podłożu społecznym, czy dramacie jednostki. Szkoda, że autor pozostawił ten
kierunek i poszedł w ekstremum (choć pewnie o to chodziło), które czasami mnie mocno zaskakiwało, jak
choćby temat z jeleniami mięsożercami. Choć pamiętam artykuł, gdzie udowodniono, że jelenie zjadają piskleta ptaków. Ale ok. Jeżeli przyjmiemy zasadę, że nie istotna
jest logiczność scen i wszystko można napisać, to jest niezła jazda. Pewnie tak miało być.
Warto? Ja zbieram wszystko co wydaje
Horror Masakra więc musiałem to siłą rzeczy zdobyć. Fani tego typu literatury muszą Sakrament mieć i koniec.
Czytałem lepsze teksty zarówno Radeckiego i Siwca, ale i gorsze. Jeżeli chcecie przeczytać największy hardcor Horror Masakry, to lepiej zakupić „Liturgię plugastwa”. A jeżeli łakniecie wrażeń przed obiadem to spokojnie sięgnijcie po „Sakrament okrucieństwa”. Smacznego.
Czytałem lepsze teksty zarówno Radeckiego i Siwca, ale i gorsze. Jeżeli chcecie przeczytać największy hardcor Horror Masakry, to lepiej zakupić „Liturgię plugastwa”. A jeżeli łakniecie wrażeń przed obiadem to spokojnie sięgnijcie po „Sakrament okrucieństwa”. Smacznego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz