Powiem szczerze, że po
„Siódmą Duszę” Andrzeja Wardziaka sięgnąłem, bo coś mnie do tej powieści
ciągnęło. Nie wiem co, może była to doskonała okładka autorstwa niezmordowanego
Darka Kocurka, może dość pochlebne recenzje pierwszego jeszcze wtedy wydania
„Infekcji”, może laurka na skrzydełku książki wystawiona przez Sebastiana
Sokołowskiego i Łukasza Radeckiego, a może dość skrajne opinie w sieci, a to
zawsze mnie pociąga i na ogół trafiam wtedy dobrze. Na pewno nie zachęciło mnie
streszczenie samej powieści, gdzie pomysły i tło wydały mi się bardzo wtórne.
„Siódma Dusza” to historia Marcina i kilku
jego przyjaciół, którzy postanawiają spędzić piątkowy wieczór w położonej na
odludziu wiekowej posiadłości, odziedziczonej po tragicznie zmarłym wuju
głównego bohatera. Szybko okazuje się, że nie są tam sami, a to, co w pierwszej
chwili wydaje się spełnieniem marzeń, szybko zamienia się w ponury, absurdalny
koszmar. Dziwne, trudne do wytłumaczenia zdarzenia towarzyszą czytelnikowi od
samego początku powieści, trzymając go w napięciu i wodząc za nos aż do
ostatniej strony książki.
Książkę zacząłem czytać
wieczorem, tak, jak to zwykle mam w zwyczaju i pierwsze czterdzieści stron dość
dobrze mnie znużyło i uśpiło. O Boże, jak się będę męczył, pomyślałem, ale coś
mówiło mi, żebym nie rezygnował z lektury. Skoro powieść Wardziaka poleciło
moich dwóch znakomitych kolegów, coś w tym musiało być, a oni nie mogli się
raczej mylić. Czytałem dalej. Pierwsze, co mnie uderzyło i mi się nie
spodobało, to sztuczne i infantylne dialogi, które nic nie wnosiły do akcji, a
tylko mnie drażniły. Ale na obronę autora powiem, że jest to bardzo duży
problem polskiej sceny horroru i stykam się z tym bardzo często. Drugie, to
słabo nakreślone postaci. Dwieście trzydzieści cztery strony powieści to
wystarczająco miejsca, by stworzyć wiarygodne, pełnokrwiste postaci, które żyją
własnym życiem. Jest to solidny fundament do budowania dalszych elementów
powieści. Przynajmniej należało się to postaci Marcina, który jest głównym
bohaterem tej powieści.
Pomysł, otoczenie i
tło. Jak dla mnie, jest to bólu wtórne, ale muszę powiedzieć, że autorowi udało
się wyjść z tego obronną ręką i to, co na początku wydawało mi się wadą, po
kilkudziesięciu stronach stało się zaletą powieści. Nawiedzony dom, atmosfera
osaczenia i dawna, mistyczna tajemnica. Czego chcieć więcej? Mniej więcej po
kilkudziesięciu stronach zacząłem świetnie się bawić i w kąt rzuciłem wszelkie
niedociągnięcia, które przestały się dla mnie liczyć i mi przeszkadzać. Autor
narzucił takie tempo, że wprost nie mogłem się oderwać od lektury, a zaznaczę,
że byłem głodny i moje ciało domagało się drzemki. Byłem naprawdę
usatysfakcjonowany, że w Polsce tak można pisać. Bezpretensjonalnie, skupiając
się na dynamicznej, szybkiej akcji i tworząc przy tym ciekawy, mroczny klimat.
Brawo. W jedno popołudnie pochłonąłem dwieście stron, a zdarza mi się to bardzo
rzadko. Powieść Wardziaka nie dała mi czasu na wytchnienie, na to bym się nią
nasycił, musiałem ją jak najszybciej skończyć i skończyłem zadowolony. To
niezaprzeczalne, że autor ma talent i niesamowity potencjał, którego nie można
nie zauważyć. Z przyjemnością sięgnę po „Infekcję” i „Infekcję – Exodus”. Ba,
żałuję, że wcześniej tego nie zrobiłem. Na pochwałę zasługuje też pewien trick,
który pisarz zastosował w swoim utworze. Co prawda, będąc starym wyjadaczem,
domyśliłem się wszystkiego po pewnym czasie, ale i tak sprawiło mi to niemałą
frajdę. Ciekawe jest też przeniesienie ciężaru głównego bohatera na inną
postać, tego się nie spodziewałem i wyszło to powieści in plus. Samo
zakończenie nie nastraja raczej optymistycznie, ale mi bynajmniej bardzo się
podobało. To nie komedia romantyczna, gdzie obowiązkowy musi być happy end,
czyż nie? Mam nadzieję, że nie zaspojlerowałem za bardzo.
Podsumowując: „Siódma
Dusza” to powieść dobra, chwilami bardzo dobra, dająca sporo zabawy i rozrywki.
Ja przynajmniej bawiłem się bardzo dobrze. Warto przymknąć oko na kilka
drobnych wad i skupić się na samej akcji, pędzącej niczym osławione Pendolino.
Na pewno będę przypatrywał się poczynaniom tego pisarza, a może „Siódma Dusza”
doczeka się kontynuacji? Czego sobie i Wam życzę. Polecam z czystym sumieniem.
Tomasz Czarny
Moim zdaniem recenzja całkowicie chybiona (chyba czytaliśmy dwie różne książki) bowiem ten horror można scharakteryzować jednym słowem "słaby" a miejscami jest wręcz "beznadziejny" Szkoda na tą książkę czasu i pieniędzy - jednym słowem należy ją omijać szerokim łukiem.
OdpowiedzUsuńDzięki bardzo. Ja będę może gdzieś po środku 😁 Nie nastawiałem się na jakieś mega dzielo tylko na horror klasy B i te warunki spełnia.
UsuńCo wszyscy z tym pendolino.Nie ma już innych porównań?
OdpowiedzUsuń