Gina to typowa pewna siebie nastolatka, uwielbiająca imprezy
i skąpe ciuszki, nawet w środku tygodnia, kiedy wisi nad nią widmo szkoły z
samego rana. Niestety, podobnie jak większość dziewcząt w jej wieku, musi
liczyć się z tym, że rodzice mają trochę inne zdanie na temat tego, jak powinna
spędzać wtorkowe wieczory. Po jednej z wywołanych różnicą zdań kłótni,
dziewczyna nie wytrzymuje i postanawia uciec z domu. W tym szalonym
przedsięwzięciu towarzyszy jej brat, który nie jest jednak tak entuzjastycznie
nastawiony do równie karkołomnego pomysłu. Mimo wszystko, rodzeństwo trzyma się
razem i wspólnie łapie stopa. Ich dobroczyńcą okazuje się kobieta prowadząca
kursy na temat baśni na uniwersytecie, która z przyjemnością dzieli się z nimi
prawdziwą historią Jasia i Małgosi.
Naszą podróż przez baśnie rozpoczęliśmy od zmagań z
chłopakami, przeszliśmy przez marzenia i w końcu docieramy do
najprawdopodobniej najlepiej nam wszystkim znanego tematu, jakim są problemy z
rodzicami/opiekunami. Któż z nas ich nie miał? Nadopiekuńczość, przesadna
troska, brak zrozumienia, bezustanne zakazy, nakazy, polecenia – czy nie tak to
wyglądało lub nadal wygląda, kiedy w grę wchodzą odpowiedzialne za nas osoby?
Tym samym, trzeci zeszyt „Grimm Fairy Tales” okazuje się bardzo
uniwersalny i
miejscami możemy mieć wrażenie, że niektóre postaci przemawiają głosem naszych
opiekunów. Sądzę, że jest to niewątpliwie wielki plus, ponieważ pomaga
czytelnikowi identyfikować się z bohaterami w większym stopniu i jednocześnie
czyni opowieść o Jasiu i Małgosi bliższą odbiorcy.
Warto jednak podkreślić, że kolejny zeszyt „Grimm Fairy
Tales” to także kolejna spora różnica tonu, w jakim przedstawiane są te
historie. Mam bowiem wrażenie, że tym razem interakcja świata realnego i
baśniowego została zredukowana do minimum, co uwydatniło moralizatorską część
opowieści. W pierwszej części granica między jawą a snem została przekroczona,
w „Kopciuszku” zależność między realem i fikcją subtelnie zarysowała
konwersacja na końcu komiksu, tymczasem teraz wszystko to opiera się głównie na
naszych domysłach. Krótko mówiąc, interpretacja zakończenia oraz wszystkich
delikatnych insynuacji zależy przede wszystkim od czytelnika, toteż to my
decydujemy, na ile chcemy czytać między wierszami.
Na koniec kilka słów o podobieństwach. Wprawdzie jest to
dopiero trzeci zeszyt, ale za interesujący uważam fakt, że już teraz możemy
wyłapać pewne powiązania między wydanymi do tej pory częściami. Przede
wszystkim, za każdym razem mamy do czynienia z tym samym wydaniem baśni, sporym
tomiszczem w bordowiej oprawie ze złotymi zdobieniami. Co więcej, po raz
kolejny pojawia się motyw wykładowczyni na uniwersytecie, której konikiem są
baśnie. Czy jest to ta sama osoba? Jej wygląd na to nie wskazuje, ale kto wie,
co kryje w sobie kontynuacja. A skoro o wyglądzie mowa, warto zwrócić uwagę na
to, iż zarówno „matka chrzestna” z poprzedniego zeszytu, jak i wiedźma oraz
pomocna nieznajoma z tego, mają niepokojąco wiele cech wspólnych. Czy ma to
jakieś znaczenie? Póki co nie wiemy, ale przyszłość może nieść ze sobą naprawdę
wiele niespodzianek.
Podsumowując, „Grimm Fairy Tales” to interesujący tytuł,
któremu naprawdę warto poświęcić czas i uwagę, zaś trzeci zeszyt z powodzeniem
może uchodzić za najbliższy każdemu czytelnikowi. Różnorodność poruszanej w
serii tematyki sprawia, że lekturze zawsze towarzyszą inne doświadczenia i
emocje, co urozmaica czytelnicze doznania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz