Obok
książek Grahama Mastertona nie można przejść obojętnie. Są mocne i wyraziste. I
choć czasem wydają się sztampowe i przewidywalne, z jakiejś niewypowiedzianej
przyczyny nie sposób się od nich oderwać. Właśnie taki efekt – gdy po
przeczytaniu nie pozostaje nic, tylko uczucie głębokiego poruszenia - wywołuje
jedna z najnowszych powieści „Mastiego”, która dzięki wydawnictwu Albatros
niedawno trafiła na polski rynek. „Czerwone światło hańby” nie jest zwykłym,
ociekającym krwią horrorem. To raczej wytrawny thriller, w którym autor raz
jeszcze udowadnia, że otaczająca nas rzeczywistość może być bardziej posępna i
zatrważająca niż jakakolwiek fantastyczna historia.
„Czerwone
światło hańby” jest trzecią częścią opowieści o irlandzkiej policjantce Katie
Maquire. Czytając poprzednią - „Upadłe anioły”, mogło się odnieść wrażenie, że
ewentualna kontynuacja opisu bulwersujących spraw, które przyjdzie rozwiązać
pięknej pani komisarz w Cork, nie powinna już tak szokować. Okazało się inaczej.
Tym razem Masterton sięgnął po równie wstrząsający temat, co pedofilia, a
mianowicie – handel ludźmi i wykorzystywanie młodych, afrykańskich kobiet.
Za całą
historią zapoznajemy się w momencie odnalezienia zmasakrowanego ciała. Tego
makabrycznego odkrycia dokonuje pewien agent nieruchomości i jego klient. Na
szokujące sceny Masterton w znanym sobie stylu nie każe swoim czytelnikom zbyt
długo czekać. Opis rozkładających się zwłok z czarnymi od zaschniętej krwi
kikutami rąk, mięsistą dziurą zamiast twarzy i setkami pełzających po gnijącym
korpusie larw – jest tak sugestywny, że fetor rozkładającego się trupa niemal
unosi się nad książką.
Po
chwili okazuje się, że w budynku, który wydaje się pusty, przebywa ktoś
jeszcze. Czarnoskóra, wychudzona dziewczynka jest tak zastraszona, że przez
kilka dni tkwi w tym samym domu wraz z rozkładającym się nieboszczykiem, bojąc
się wyjść na zewnątrz…
Choć
praktycznie od razu wyjaśnia się, kim był ów martwy mężczyzna, jak zginął i
dlaczego, a także z jakiego powodu mała Afrykanka ukrywała się w miejscu
zbrodni, to i tak książki nie sposób ot, tak odłożyć na półkę. Typowy dla
„Mastiego” lekki styl, idealnie pasujące do tempa akcji dookreślenie sylwetek
bohaterów, jak również umiejętne przechodzenie pomiędzy niezbyt licznymi
wątkami powodują, że „Czerwone światło hańby” czyta się dosłownie jednym tchem.
Myślę, że nie zepsuję ogólnego wrażenia, jeśli nadmienię, że całość oparta jest
na podobnym schemacie fabularnym, co „Upadłe anioły”. Kara za wyrządzone
krzywdy i sposób, w jaki się ją wymierza, wysuwają się tu na plan pierwszy.
Tyle wystarczy, by wzbudzić w czytelniku szczerą odrazę wobec mieszkających w
Cork oprawców kobiet. Poza tym naprawdę nie trzeba więcej, by książka okazała
się mocna i zapadająca w pamięć, a opisy „sądu nad stręczycielami” – były
wyjątkowo brutalne i drastyczne.
Jakoś
niespecjalnie przepadam za sequelami,
dlatego opisane w „Czerwonym świetle…” dalsze losy Katie Maquire nieszczególnie
mnie poruszyły. Moim zdaniem, ten wątek nie musiał być aż tak rozbudowany. I bez
tego łatwo dałoby się odgadnąć, jaka jest prywatnie i co ukształtowało charakter
pięknej pani komisarz. Ale najważniejsze, historia Katie na szczęście w niczym nie
przeszkadza. Tutaj Masterton po raz kolejny udowodnił swój niesamowity talent
pisarski. „Masti” z wyjątkową lekkością opisuje sceny, w których tzw. grube
ryby irlandzkiego seksbiznesu poddawane są makabrycznemu wymiarowi
sprawiedliwości, by zaraz potem przenieść czytelnika do przytulnego i
pachnącego pyszną kolacją domu policjantki.
Czy polecam? Pasjonatów literatury Grahama Matertona
chyba do niczego nie muszę namawiać. Całą resztę zachęcam. „Czerwone światło
hańby” to przede wszystkim wielka gra na emocjach. Tak silnych, że łatwo
stracić dystans do opisywanej fikcji, a obrazów widzianych oczami wyobraźni nie
można wymazać z pamięci przez dłuższy czas po zakończeniu lektury.
Graham Masterton "Czerwone światło hańby"
Albatros 2015
Magdalena Sz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz