środa, 22 lutego 2017

Cormac McCarthy – Krwawy Południk

Cormac McCarthy – „Krwawy Południk” - czyli southern gothic w jądrze ciemności


Istnieją dzieła literackie z tych czy innych powodów uznane za niefilmowalne. Na ogół powodem tego jest specyficzna maniera z jaką zostały spisane, niekompatybilność ze środkami narracji wypracowanymi przez kino. Oczywiście consensus w kwestii niefilmowalności wcale nie oznacza, iż nie znajdą się śmiałkowie, którzy wbrew panującej opinii będą usiłowali z właściwych sobie pobudek przenieść daną opowieść ze świata liter wprost na kinowy ekran.
Krwawy Południk usiłowano sfilmować, o ile mi wiadomo, pięciokrotnie. Zaś ostatni ze zmagających się z materiałem źródłowym reżyserów - James Franco - nakręcił nawet półgodzinny materiał próbny, aczkolwiek nie zdołał doprowadzić do realizacji pełnego metrażu.

Znane powiedzenie głosi, że „pisanie o muzyce jest jak tańczenie o architekturze”. Idąc tym tropem, Krwawy Południk to jedna z tych opowieści, które najwidoczniej wyrazić dają się jedynie w formie w której zostały pierwotnie sporządzone. W tym przypadku jest to język zdań. Zdań poetyckich i metaforycznych, składających się na fragmentaryczne sceny przepełnione przyrodniczymi pejzażami oraz sąsiadującym z nimi naturalistycznym okrucieństwem, brudem oraz rozkładem. To opowieść w której narrator bądź bohater z którego punktu widzenia będziemy się konfrontować z fabułą jest niemalże zbędny, co bardziej przybliża Południk do poematu niżeli powieści.
              
Połowa XIX wieku. Bezimienny młodzieniec ucieka z domu rodzinnego rozpoczynając wędrówkę po Stanach Zjednoczonych. Z czasem przyłącza się do grupy łowców skalpów w skład której wchodzi tajemniczy Sędzia Holden, pod którego mniej lub bardziej oficjalnym przewodnictwem grupa będzie dopuszczać się coraz to nowych aktów okrucieństwa: ludobójstw, awanturnictwa; oraz pozbawionego sensu marnotrawienia pieniędzy, stawiającego w wątpliwość materialistyczną motywację bohaterów, na pierwszym planie stawiając bardziej nieuchwytne metafizyczne inspiracje.

Okolice odmalowane w powieści – na ogół pustkowia; zrujnowane, wyludnione, bądź zamieszkane przez szalone, zdegenerowane lub przygniecione biedą i strachem jednostki ludzkie – to krajobrazy na tyle sugestywne i uniwersalne, że bez problemu możnaby przenieść akcję powieści w inne czasy bądź wręcz w inną konwencję, a fabuła i tak zachowałaby swoją spójność. Post-apokalipsa zamiast zdobywania dzikiego Zachodu? Sądzę, że mogłoby to zagrać.
Przez całą lekturę towarzyszyły mi skojarzenia z conradowskim Jądrem ciemności - kto pamięta obłęd który eksplodował na stacji wraz z wybuchem pożaru oraz mężczyznę ruszającego go gasić z dziurawym wiadrem i oczami pełnymi szaleństwa – ten powinien odnaleźć się w atmosferze Krwawego Południka. Trudno również nie zauważyć analogii pomiędzy Kurtzem a Holdenem, zarówno jeśli idzie o życiowe postawy obu, jak i prezentowane poglądy. Obydwie powieści w warstwie symbolicznej diagnozują również pewną stałość, metafizyczny i odwieczny stan rzeczy, którego elementami i wykonawcami zdają się być bohaterowie.
Nie darmo Krwawy południk poprzedza m.in. prasowa wzmianka o odnalezieniu czaszki noszącej ślady skalpowania sprzed kilkuset tysięcy lat, zaś autor Jądra Ciemności w jednym z listów stwierdził: „Nie ma moralności, nie ma wiedzy, nie ma nadziei; jest tylko świadomość nas samych, miotająca nami po świecie; który (…) zawsze jest jeno marnością oraz umykającą złudą”.

Są dwa rodzaje podróży które mogą odbyć bohaterowie literaccy. Jedne prowadzą do wewnętrznej transformacji i/lub przemiany całego otaczającego świata na lepszy, niczym w wyprawie Froda na Górę Przeznaczenia. Inne zaś kończą się wyłącznie nie przynoszącą wytchnienia transformacją wewnętrzną bohaterów na skutek odkrycia pewnego odwiecznego i złowieszczego porządku: prawdą, która nie wyzwala; jak w przypadku śledztwa lovecraftowskiego Dextera Warda bądź wyprawy conradowskiego Marlowa.

Do tej drugiej grupy dołączam dziś piękny a zarazem makabryczny, brutalny i nieoczywisty w wymowie cwał po Krwawym Południku..

Recenzuje: Daniel Gapiński

2 komentarze:

  1. Danielu, zmobilizowałeś mnie do sięgnięcia po Drogę, ta poetyczność jest niesamowita.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niektóre książki muszą czekać długo na odpowiednia ekranizację, inne nigdy tego się nie doczekają - ale może to i lepiej. Zawsze pozostaje książka :)

    OdpowiedzUsuń