Jestem zwierciadłem twoich grzechów,
nie
patrz w me oczy, nieznajomy.
Po lekturze „Domu
śmierci” i „Apokalipsy Odda”, Dean Koontz pozostawił we mnie jakiś nieokreślony
niedosyt. W wymienionych powyżej powieściach brakowało mi czegoś, co
sprawiłoby, że po zamknięciu książki powiedziałbym „wow!”. Tym razem jeden z
najbardziej poczytnych, amerykańskich pisarzy nie zawiódł. Panie i Panowie, oto
„Niewinność”!
Bohaterem
powieści, którego poznajemy najpierw, jest Addison Goodheart – dwudziestosześcioletni
mężczyzna ukrywający się przed ludzkim okiem w malutkim mieszkanku, w
podziemiach. Dlaczego? Czyżby był aż tak szkaradny, aż tak brzydki? Wiele osób
potwierdziłoby to od razu, bez wahania, ale czy na pewno prawda jest tylko
jedna? Nie do końca, albowiem, posługując się przenośnią, „dla jednego piękno w
kwaśnym jabłku ukryte, dla drugiego w soczystości pomarańczy”.
Addison nie
zaznał w życiu szczęścia. Okrutnie doświadczony przez los, zmuszony był radzić
sobie sam. Najpierw matka wyrzuciła go z domu, potem jego opiekun – tajemniczy
i Ojciec – został zamordowany przez policjantów. Wydawałoby się, że Addison
został powołany na ten świat, aby nieustannie, kolokwialnie ujmując, zbierać
baty. Wszystko jednak zmienia się, gdy pewnej nocy, w bibliotece, poznaje cierpiącą
na fobię społeczną Gwyneth. Od tamtej pory życie obdarowuje ich niekończącym
się deszczem przygód – z jednej strony są one przerażające, z drugiej jednak
pozwalają spojrzeć na siebie i swoją dotychczasową egzystencję z zupełnie innej
perspektywy(co dla Addisona będzie miało szczególną, wzruszającą wartość).
Właśnie psychika
obydwojga „odmieńców”, a także ich doświadczenia sprawiają, że od „Niewinności”
bardzo ciężko jest się oderwać. Koontz bowiem włożył w swoich bohaterów cząstkę
siebie – jako dziecko sam przeżył traumę, wychowując się pod okiem
despotycznego ojca. Bardzo szybko stracił ukochaną matkę, a w późniejszych
latach życia był świadkiem równie zatrważających sytuacji.
Jedynym
elementem, który irytuje w stopniowo rozwijającej się fabule, są liczne
retrospekcje… zbyt liczne. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że
niekiedy wydarzenia z przeszłości są przywoływane bardzo chaotycznie, co
powoduje, że czytelnik czasami jest zmuszony wrócić do dwóch/trzech poprzednich
rozdziałów i przypomnieć sobie, o czym wcześniej była mowa. To jednak
drobnostka przy prawdziwie poruszającym arcydziele.
Na tylnej okładki
powieści dziennik „The Times” napisał, cytuję: „Koontz to literacki żongler”.
Bez dwóch zdań podpisuję się pod tym obiema rękami i zachęcam z całego serca do
lektury „Niewinności”.
Ocena: 8/10
Wydawnictwo Albatros 2015
Norbert Góra
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz