Maciej Kaźmierczak – Zwierzyna
Kiedy sięgałem po Zwierzynę nie miałem nawet najmniejszego pojęcia, z jaką książką przyjdzie mi się spotkać. Autor bowiem jest pisarzem bardzo młodym, a swój debiutancki zbiór opowiadań poprzedził tekstami publikowanymi w bardzo rozległym spektrum mediów i magazynów. Większość z nich kojarzona była jednoznacznie z fantastyką zarówno grozy jak i SF. Zwierzyna również w pierwszym skojarzeniu zdawała się być literaturą bliską fantastyce grozy… i takąż jest, ale w zupełnie innym wymiarze, niż można się było spodziewać.
Zacznę od tego, że książka Kaźmierczaka nie jest typowym zbiorem opowiadań. Nie jest nawet zbiorem, nad którym znajduje się istnieć główna koncepcja, jakiej został poświęcony. To wszystko jest zbyt mało, aby opisać Zwierzynę. Jest to bowiem książka totalna, co daje się odczuć już w pierwszym opowiadaniu Exegi monumentum, które stanowi pewnego rodzaju wstęp do całości, przedstawia nam różne formy tego samego artysty, twórcy, który zamierza stworzyć dzieło totalne, ale również silne w swojej wymowie. Ja nazwałem ten typ artystą-terrorystą, bowiem dzieła, jakie pozostawia po sobie, to
sztuka potworna, ale prawdziwa i do tego wgryzająca się w zastaną rzeczywistość, zmuszająca ludzi do szalonych działań. Już pierwsze opowiadanie stawia nas w obliczu typu narracji, jaki znajdziemy w dalszej części książki. Będzie to narracja oniryczna, surrealistyczna. Często będziemy gmatwać się w koszmarnych wizjach, budzić się z nich, aby pojąć, że nadal jesteśmy w koszmarze, z którego nie możemy się obudzić. Akcja wielu opowiadań stosuje właśnie narrację snu, w której nie możemy być do końca niczego pewni. Pozwala to tak prowadzić opowieść, aby świat tych tekstów rozpadał się tak, jak rozpadają się często iluzje ludzkiego umysłu, iluzje idei, snute fantazje.
Mamy przed sobą 20 opowiadań, w których często stykamy się z motywami religijnymi, z dyskusją nad dogmatami czy też sensem niektórych założeń wiary, moralności czy teorii wartości życia w świetle umierania i kary lub nagrody po śmierci. Ta fantastyka religijna pełna jest symboliki, która dodatkowo angażuje czytelnika w stawiane kwestie i czyni lekturę wymagającą. Tak rzecz ma się choćby w Reinkarnacji, Bóg się spóźnił czy Jeruzalem. Mamy też wśród nich kilka tekstów bardziej związanych z SF w postaci motywów sztucznej inteligencji i wojny spowodowanej jej stworzeniem (Nowi ludzie), formy życia przejmującej kontrolę nad człowiekiem (Ze słońcem w plecy) czy też aspektem odkrycia prawdy skrywanej przez potężne korporacje (Nagranie). Oczywiście żadne z tych opowiadań nie jest jednowymiarowe i w każdym z nich znajdziemy więcej dodatkowych pytań o naturę i miejsce człowieka w świecie. Nad tym wszystkim unosi się wspomniany nastrój grozy, niepokoju. W nim człowiek jest właśnie zwierzyną, która reaguje raz agresją i atakiem, a raz strachem i ucieczką, lub częściej śmiercią, bowiem na ucieczkę jest za późno.
Proza Macieja Każmierczaka, jak już wspomniałem, jest wymagająca i często nawiązuje do fantastyki surrealistycznej w stylu Bruna Schulza czy Thomasa Ligottiego. Autor stosuje też bardzo ciekawe zabiegi narracyjne. Przykładem niech będzie to, że w treści jednego z opowiadań przedstawia nam pewną sytuację i jest ona snem, w innym z kolei pojawia się ta sama sytuacja z wręcz identycznym opisem i jest ona już rzeczywistością. Taki zabieg kilkukrotnie wywołał we mnie uczucie déjà vu, a tym samym stanowi o kruchej naturze przedstawionego świata, w którym nie wiadomo, co jest jawą, a co snem. Potęguje tym samym uczucie niepokoju, poczucie tego, że nie ma raz danej i jedynej objawionej prawdy, ale wszystko jest zależne od punktu widzenia, stanu umysłu. Wnioski, jakie można wyciągnąć po lekturze Zwierzyny, są… No właśnie, są również zależne od spojrzenia na książkę. Dla mnie jest w nich wiele goryczy, mrocznych i dekadenckich filozoficznych rozmyślań, ale i otwarcia na świat, którego nie można zamknąć w jakiejkolwiek całościowej idei.
Książkę zamyka autor również niecodziennie, bowiem jest to utwór dramatyczny nawiązujący do opowiadania drukowanego w magazynie „Brama” Narodziny ostatniego człowieka.
Kiedy patrzę tak całościowo na ten zbiór opowiadań, mam wrażenie, że jest to pewna próba zamknięcia w debiucie wszystkiego, nad czym pracował i o czym myślał Maciej Kaźmierczak. Ma to być i jest książka totalna. Książka, do której się wraca, aby jeszcze raz sprawdzić, czy przypadkiem czegoś się nie pominęło, czy wszystko dobrze się odczytało. To książka wymykająca się jednoznacznej klasyfikacji, która może przez to będzie miała kłopot z dotarciem do szerokiego grona czytelników, ale z kolei nie będzie miała kłopotu ze zwróceniem na siebie uwagi ludzi poszukujących, inteligentnych, dyskutantów (bo jest o czym dyskutować po lekturze Zwierzyny). Z pewnością to jeden z najmocniejszych debiutów tego roku!
Krzysztof Korsarz Biliński
(wyd. Stowarzyszenie Absolwentów i Przyjaciół II Liceum Ogólnokształcącego im. Jana Kasprowicza w Kutnie, Kutno 2015)
Książkę można zakupić tutaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz