piątek, 6 listopada 2015

Piotr Borowiec Człowiek, który się przyśnił. O „Golemie” Gustawa Meyrinka.

Piotr Borowiec
Człowiek, który się przyśnił. O „Golemie” Gustawa Meyrinka.

Gdy lat temu naście przeczytałem po raz pierwszy „Golema” uznałem, że ludzkość powinna dzielić się na tych, którzy otaczają Meyrinka czymś w rodzaju kultu, oraz na tych, którzy JESZCZE tej prozy nie znają. Teraz moje przekonania o odbiorze modernistycznych arcydzieł przez czytelników są nieco bardziej realistyczne, co nie zmianie faktu, iż o prozie Szatana z Pragi  nie potrafię pisać, mówić czy myśleć inaczej, niż z ogromnym entuzjazmem.
Czym więc jest „Golem”? To powieść, opowieść, i przypowieść. To wykład teorii kabalistycznych i porywająca literatura z ciekawą akcją. Nie pozwalała mi się nudzić ani przez minutę, poruszyła każdą postacią i każdym wątkiem. Zaspokoiła głód niesamowitości i metafizyki, a także zwykłą potrzebę wysłuchania ciekawej historii. I chyba nie ma sensu, abym zamieszał jej streszczenie.
Coś wspomnieć o fabule jednak wypada, taka przecież rola recenzenta. W przypadku „Golema” niewdzięczna – nie wiem jak zarysować intrygę książki bez jej spłycania, lub popadnięcia w niezrozumiały dla czytelnika bełkot. Cóż, Meyrinkiem nie jestem, i choćbym sprzedał  dusze diabłu, nie będę. Jakim trzeba być geniuszem literackim, aby napisać historię o mieszkańcu praskiego getta, Anatazem Pernacie, której narratorem JEST i NIE JEST Anatazy Pernat? I to napisać w taki sposób, że cała powieść jest sensownie poskładana, kolokwialnie mówiąc „trzyma się kupy”?
Nie ulega wątpliwości, że główną postacią książki jest właśnie Anatazy (czy też, jak chce najnowsze tłumaczenie Athanasius), wycinacz kamei. Człowiek ten mieszka w żydowskiej dzielnicy Starej Pragi, gdzie przybył jakiś czas wcześniej. Jest pozbawiany wspomnień o swojej przeszłości. Amnezja jest ceną leczenia z załamania nerwowego, jakie przeszedł mężczyzna. Pewnego dnia w mieszkaniu Pernata mają miejsce niezwykłe odwiedziny. Podwójne: mistrza odwiedza bowiem dziwny skośnooki mężczyzna z księgą „Ibbur”, oraz piękna kobieta. 

Wizyty ta stają się początkiem szeregu wydarzeń fantastycznych, wizji lub  wypadków  z pozoru bardziej prozaicznych, czasem mających charakter kryminalny. Ciężko jest więc jednoznacznie przyporządkować treść „Golema” do określonego gatunku. Jest to na pewno powieść ekspresjonistyczna. W przedmowie do innej książki Meyrinka Marcin Bradke pisał: „według ekspresjonistów utwór nie miał na celu powiadomienia czytelnika o zdarzeniu – sam był zdarzeniem”. I dalej: „Golem” „nie opowiadał o magii – sam był magią, magicznym niejako zaczarowaniem czytelnika” (M. Bradke, Posłowie [w:] G. Meyrink, Noc Walpurgii, s. 153).
To zaczarowanie polega chociażby na wciągnięciu odbiorcy w świat symboli, znaczeń i treści obcych nie wtajemniczonym. Jeden z innych recenzentów tego bloga, Krzysiek Biliński zaliczył „Golema” do kategorii hermetycznej powieści inicjacyjnej. Tego typu literatura „dąży (…) do pewnego rodzaju syntezy świata i ukazania jego wielopoziomowości. Posługując się językiem okultystycznym, tylko poprzez jego znajomość może być zrozumiana” (K. Biliński, Przekroczyć Niezbadane. „Wampir” Władysława Stanisława Reymonta jako powieść okultystyczna, s. 15). Austriacki pisarz przez całe swoje życie uważał, że prawdy fundamentalne, dotyczące  ludzkiej egzystencji ukryte są w cieniu  sfery duchowej. Odnalezienie tych prawd jest możliwe tylko dzięki wieloletnim praktykom okultystycznym (E. Klaus, Allegorical Slumber: Somnambulism and Salvation in Gustav Meyrink’s Der Golems. 132). „Golema” można więc odczytywać jako syntetyczny zapis doświadczeń z odkrywaniem „wiedzy ukrytej”. Najwięcej powieść czerpie z żydowskiej kabały, lecz są tu również nawiązania do mitologii egipskiej, średniowiecznych prądów mistycznych, czy nieco późniejszej alchemii. Jednakże interpretowanie arcydzieła Szatana z Pragi tylko i wyłącznie w ramach jakiegoś jednego, konkretnego systemu światopoglądowego byłoby zubożeniem tej powieści. (T. Macios, Posłowie [w:] G. Meyrink, Golem, s. 205).
Przeciwny byłbym też skupianiu się jedynie na ezoterycznym (czy okultystycznym) aspekcie książki. Owszem, to powieść okultystyczna, lecz warstwa „tajmena” nie jest wcale ważniejsza od innych. Przecież „Golem” to także piękny i bardzo plastyczny obraz miasta  oraz zamieszkujących go ludzi. Miasta którego nie ma, i – co ważniejsze – nie było już w momencie spisywania tej historii. Meyrink portretuje zaułki praskiego getta, jego ciemne ulice i podłe knajpy z czasów przed tak zwaną asanacją. Na przełomie wieku XIX i XX stolica Czech została przebudowana, z czego najważniejsze było wyburzenie i oczyszczenie slamsów zamieszkałych przez mniejszość żydowską. Jest to również ważny motyw powieści, mający znacznie dla jej finału. Narratorowi książki przyśnił się nie tylko człowiek który istniał, lecz i miasto, które przestało istnieć. A przynajmniej w takiej postaci, w jakiej poznajemy je przez większość historii.
„Golem” nie stroni również od groteski, używanej przez pisarza do piętnowania ówczesnego systemu społecznego. Najbardziej dostało się systemowi sprawiedliwości i więziennictwu. Część książki rozgrywa się w praskim areszcie, i jest ona zapewne pokłosiem osobistych doświadczeń Meyrinka, kiedy został aresztowany i pozbawiony wolności pod zarzutem malwersacji finansowych (T. Macios, op. cit., s. 205). Groteskę stosuje też pisarz do kreowania nastroju niesamowitości. Bowiem „Golem” to fantastyczna powieść grozy. 
Klimat niesamowitości jest tu subtelny, lecz mocno zaznaczony. Tworzą go opisy mrocznego miasta, portrety ludzi uwikłanych w ciemne sprawy, zniewolonych przez swoje obsesje. Wreszcie, momenty takie jak ten, w którym bohater uwięziony jest w pokoju, w którym wedle legendy miał się objawić mityczny Golem.
Powieść mówi o śnie, lecz śnie specyficznym, w którym zawiera się całe życie: miłość, poświęcenie, strach, relacje z innymi ludźmi, konieczność podejmowania wyborów. I jak w przypadku każdego snu, nieważne, czy jest to koszmar, czy piękne marzenie, prędzej czy później następuje przebudzenie. Nie zawsze jest ono przyjemne, zawsze jednak budzący się jest przynajmniej trochę mądrzejszy: bogatszy o wiedzę o tym, co mu się właśnie przyśniło.
Dokładnie tak się czuje zawsze, gdy kończę lekturę „Golema”, gdy czytam ostanie zdanie i zamykam książkę: jakbym się dopiero co zbudził.
           


PS. Warto wspomnieć, że wydanie Zyska ukazało się w nowym tłumaczeniu. Ryzykowany to zabieg, wszak przekład Langego nawet Wikipedia uznaje za arcydzieło. Obecny wydaje się solidny...i wcale nie odległy od kanonicznego.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz