Piotr Borowiec
Człowiek, który się przyśnił. O
„Golemie” Gustawa Meyrinka.
Gdy lat temu naście
przeczytałem po raz pierwszy „Golema” uznałem, że ludzkość powinna dzielić się
na tych, którzy otaczają Meyrinka czymś w rodzaju kultu, oraz na tych, którzy
JESZCZE tej prozy nie znają. Teraz moje przekonania o odbiorze modernistycznych
arcydzieł przez czytelników są nieco bardziej realistyczne, co nie zmianie
faktu, iż o prozie Szatana z Pragi nie
potrafię pisać, mówić czy myśleć inaczej, niż z ogromnym entuzjazmem.
Czym więc jest „Golem”? To
powieść, opowieść, i przypowieść. To wykład teorii kabalistycznych i porywająca
literatura z ciekawą akcją. Nie pozwalała mi się nudzić ani przez minutę,
poruszyła każdą postacią i każdym wątkiem. Zaspokoiła głód niesamowitości i
metafizyki, a także zwykłą potrzebę wysłuchania ciekawej historii. I chyba nie
ma sensu, abym zamieszał jej streszczenie.
Coś wspomnieć o fabule jednak
wypada, taka przecież rola recenzenta. W przypadku „Golema” niewdzięczna – nie
wiem jak zarysować intrygę książki bez jej spłycania, lub popadnięcia w
niezrozumiały dla czytelnika bełkot. Cóż, Meyrinkiem nie jestem, i choćbym
sprzedał dusze diabłu, nie będę. Jakim
trzeba być geniuszem literackim, aby napisać historię o mieszkańcu praskiego
getta, Anatazem Pernacie, której narratorem JEST i NIE JEST Anatazy Pernat? I
to napisać w taki sposób, że cała powieść jest sensownie poskładana,
kolokwialnie mówiąc „trzyma się kupy”?
Nie ulega wątpliwości, że
główną postacią książki jest właśnie Anatazy (czy też, jak chce najnowsze
tłumaczenie Athanasius), wycinacz kamei. Człowiek ten mieszka w żydowskiej
dzielnicy Starej Pragi, gdzie przybył jakiś czas wcześniej. Jest pozbawiany
wspomnień o swojej przeszłości. Amnezja jest ceną leczenia z załamania nerwowego,
jakie przeszedł mężczyzna. Pewnego dnia w mieszkaniu Pernata mają miejsce
niezwykłe odwiedziny. Podwójne: mistrza odwiedza bowiem dziwny skośnooki
mężczyzna z księgą „Ibbur”, oraz piękna kobieta.
Wizyty ta stają się początkiem
szeregu wydarzeń fantastycznych, wizji lub
wypadków z pozoru bardziej
prozaicznych, czasem mających charakter kryminalny. Ciężko jest więc
jednoznacznie przyporządkować treść „Golema” do określonego gatunku. Jest to na
pewno powieść ekspresjonistyczna. W przedmowie do innej książki Meyrinka Marcin
Bradke pisał: „według ekspresjonistów utwór nie miał na celu powiadomienia
czytelnika o zdarzeniu – sam był zdarzeniem”. I dalej: „Golem” „nie opowiadał o
magii – sam był magią, magicznym niejako zaczarowaniem czytelnika” (M. Bradke, Posłowie [w:] G. Meyrink, Noc Walpurgii, s. 153).
To zaczarowanie polega
chociażby na wciągnięciu odbiorcy w świat symboli, znaczeń i treści obcych nie
wtajemniczonym. Jeden z innych recenzentów tego bloga, Krzysiek Biliński
zaliczył „Golema” do kategorii hermetycznej powieści inicjacyjnej. Tego typu
literatura „dąży (…) do pewnego rodzaju syntezy świata i ukazania jego
wielopoziomowości. Posługując się językiem okultystycznym, tylko poprzez jego
znajomość może być zrozumiana” (K. Biliński, Przekroczyć Niezbadane. „Wampir” Władysława Stanisława Reymonta jako
powieść okultystyczna, s. 15). Austriacki pisarz przez całe swoje życie
uważał, że prawdy fundamentalne, dotyczące
ludzkiej egzystencji ukryte są w cieniu
sfery duchowej. Odnalezienie tych prawd jest możliwe tylko dzięki
wieloletnim praktykom okultystycznym (E. Klaus, Allegorical Slumber:
Somnambulism and Salvation in Gustav Meyrink’s Der
Golems. 132). „Golema” można więc odczytywać jako syntetyczny
zapis doświadczeń z odkrywaniem „wiedzy ukrytej”. Najwięcej powieść czerpie z
żydowskiej kabały, lecz są tu również nawiązania do mitologii egipskiej,
średniowiecznych prądów mistycznych, czy nieco późniejszej alchemii. Jednakże
interpretowanie arcydzieła Szatana z Pragi tylko i wyłącznie w ramach jakiegoś
jednego, konkretnego systemu światopoglądowego byłoby zubożeniem tej powieści.
(T. Macios, Posłowie [w:] G. Meyrink, Golem, s. 205).
Przeciwny byłbym też skupianiu
się jedynie na ezoterycznym (czy okultystycznym) aspekcie książki. Owszem, to
powieść okultystyczna, lecz warstwa „tajmena” nie jest wcale ważniejsza od
innych. Przecież „Golem” to także piękny i bardzo plastyczny obraz miasta oraz zamieszkujących go ludzi. Miasta którego
nie ma, i – co ważniejsze – nie było już w momencie spisywania tej historii. Meyrink
portretuje zaułki praskiego getta, jego ciemne ulice i podłe knajpy z czasów
przed tak zwaną asanacją. Na przełomie wieku XIX i XX stolica Czech została
przebudowana, z czego najważniejsze było wyburzenie i oczyszczenie slamsów
zamieszkałych przez mniejszość żydowską. Jest to również ważny motyw powieści,
mający znacznie dla jej finału. Narratorowi książki przyśnił się nie tylko
człowiek który istniał, lecz i miasto, które przestało istnieć. A przynajmniej
w takiej postaci, w jakiej poznajemy je przez większość historii.
„Golem” nie stroni również od
groteski, używanej przez pisarza do piętnowania ówczesnego systemu społecznego.
Najbardziej dostało się systemowi sprawiedliwości i więziennictwu. Część
książki rozgrywa się w praskim areszcie, i jest ona zapewne pokłosiem
osobistych doświadczeń Meyrinka, kiedy został aresztowany i pozbawiony wolności
pod zarzutem malwersacji finansowych (T. Macios, op. cit., s. 205). Groteskę
stosuje też pisarz do kreowania nastroju niesamowitości. Bowiem „Golem” to fantastyczna
powieść grozy.
Klimat niesamowitości jest tu
subtelny, lecz mocno zaznaczony. Tworzą go opisy mrocznego miasta, portrety
ludzi uwikłanych w ciemne sprawy, zniewolonych przez swoje obsesje. Wreszcie,
momenty takie jak ten, w którym bohater uwięziony jest w pokoju, w którym wedle
legendy miał się objawić mityczny Golem.
Powieść mówi o śnie, lecz śnie
specyficznym, w którym zawiera się całe życie: miłość, poświęcenie, strach,
relacje z innymi ludźmi, konieczność podejmowania wyborów. I jak w przypadku
każdego snu, nieważne, czy jest to koszmar, czy piękne marzenie, prędzej czy
później następuje przebudzenie. Nie zawsze jest ono przyjemne, zawsze jednak
budzący się jest przynajmniej trochę mądrzejszy: bogatszy o wiedzę o tym, co mu
się właśnie przyśniło.
Dokładnie tak się czuje zawsze,
gdy kończę lekturę „Golema”, gdy czytam ostanie zdanie i zamykam książkę:
jakbym się dopiero co zbudził.
PS. Warto wspomnieć, że wydanie
Zyska ukazało się w nowym tłumaczeniu. Ryzykowany to zabieg, wszak przekład Langego
nawet Wikipedia uznaje za arcydzieło. Obecny wydaje się solidny...i wcale nie
odległy od kanonicznego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz