Słysząc o przesądach i zabobonach na myśl
przychodzą średniowieczne starowinki, czarownice i wiedźmy. Wróżbiarstwo, horoskopy i karty tarota, jakieś
potajemnie rzucane zaklęcia. Wszelkie gusła związane z praktykami magicznymi,
od których religia odcina się grubą kreską. W końcu to element bezwartościowych
dzisiaj, pogańskich wierzeń, wypartych przez cywilizacyjny postęp, przez zmiany
w zbiorowej mentalności. A mimo to, przesądy wciąż pozostają stałymi elementami
tradycji ludowej, folkloru lokalnego, często na wsiach, ale nie tylko, bo
przecież kto nie słyszał o czarnych kotach, odpluwaniu przez ramię, przesypywaniu
soli… Nie można zapomnieć o wstążeczkach
jak amuletach w dziecięcych wózkach, czterolistnych koniczynkach w portfelach,
czy czerwonych podwiązkach. O wszystkim tym, co może odegnać od nas
nieszczęście, a przywołać wszelką pomyślność. A czasami zabobon służy temu, by
pokonać największe możliwe zło, w które wierzymy…
Anna Kańtoch przenosi czytelnika na polską wieś
połowy lat 80., by w powieści „Wiara”
opowiedzieć historię wielkiego strachu, równie wielkiego zabobonu i tajemnicy
zła, które nadejdzie ze wschodu.
„ZŁO NADESZŁO OD WSCHODU
JUŻ TU JEST
POKUTUJCIE ŻEBY NIE STAŁO SIĘ WIĘKSZE
ŻAŁUJCIE ZA GRZECHY A ZOSTANIECIE OCALENI”
Upalne lato 1986 roku.
Okolice niewielkiej miejscowości letniskowej Rokitnica. Pierwsi turyści,
dzieciaki na koloniach i hippisi, którzy przyjeżdżają z całego kraju, by
protestować przeciw budowie elektrowni jądrowej. A pewnego letniego dnia na torach kolejowych
– trup młodej kobiety. Nikt nie wie kim jest, skąd się wzięła, świadków zdarzenia
brak. Ciało odnalazł młody proboszcz miejscowej parafii, który pomimo lat
spędzonych na posłudze nie czuje się ani u siebie, ani do końca bezpiecznie ze
względu na niejasne okoliczności zwolnienia i samobójstwa jego poprzedników.
Śledztwo w sprawie morderstwa prowadzi wezwany na miejsce kapitan Witczak, ale
nic nie idzie po jego myśli, bo miejscowi nie lubią dzielić się swoimi
tajemnicami, ani swoją przeszłością.
„To, co jedni uważają za
grzech, dla innych może być świętością.”
Anna Kańtoch dobrze wie,
jak obalić mit o przyjaznej, sielsko-anielskiej polskiej wsi początku letniego
sezonu. Morderstwo bez świadków i bez podejrzanych, anonimowa ofiara,
tajemnicze krzyże, które prowadzą daleko, w zakopaną głęboko przeszłość, oraz
„przeklęte” parafie, w których Słowo Boże żyje w cieniu dawnego zabobonu. I
ludzie, którzy za maską uśmiechów skrywają brudne sekrety, o których nie
powinni nigdy dowiedzieć się ci, którzy przybyli z zewnątrz. A do tego
katastrofa Czarnobyla w tle. Diabelska Rokitnica bywa kliszą każdego małego
miasteczka z tajemnicami – te spojrzenia, szepty, czujny wzrok na plecach – ale
atmosfera „Wiary” jest tak ciężka, tak mroczna pomimo tego upalnego,
czerwcowego słońca, tak zawiesista i duszna, że ta nawet znajoma kryminalna
zagadka pozostawia po sobie niezatarte wrażenie.
Policyjne śledztwo i opowieść o morderstwie już
dawno nie były tak dobre i tak doskonale napisane, bo nie można pominąć faktu,
że Anna Kańtoch hipnotyzuje językiem oraz pisarskim stylem i zachwyca nawet
wtedy, gdy opisuje smród zdychającej gdzieś za szafą myszy. W „Wierze” wszystko ma sens, a logiczny porządek
rzeczy jest jej stałym elementem bez względu na to, co niezrozumiałe,
niepojęte, graniczące z tym, co nawiązuje do wspomnianych wyżej zabobonów. To
opowieść o zbrodni, która rzuca wyzwanie przeszłości. To historia samotności i
cierpienia. To kryminał, który przyzywa koszmary rozgrzanych do białości dni
wypełnionych hulającym w promieniach słońca, czystym złem. Prawdziwy gotyk
polskiej wsi, który zachwyca jak nigdy dotąd.
Olga Kowalska z
WielkiBuk.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz