środa, 26 lipca 2017

Anna Kańtoch - Wiara

Słysząc o przesądach i zabobonach na myśl przychodzą średniowieczne starowinki, czarownice i wiedźmy. Wróżbiarstwo, horoskopy i karty tarota, jakieś potajemnie rzucane zaklęcia. Wszelkie gusła związane z praktykami magicznymi, od których religia odcina się grubą kreską. W końcu to element bezwartościowych dzisiaj, pogańskich wierzeń, wypartych przez cywilizacyjny postęp, przez zmiany w zbiorowej mentalności. A mimo to, przesądy wciąż pozostają stałymi elementami tradycji ludowej, folkloru lokalnego, często na wsiach, ale nie tylko, bo przecież kto nie słyszał o czarnych kotach, odpluwaniu przez ramię, przesypywaniu soli…  Nie można zapomnieć o wstążeczkach jak amuletach w dziecięcych wózkach, czterolistnych koniczynkach w portfelach, czy czerwonych podwiązkach. O wszystkim tym, co może odegnać od nas nieszczęście, a przywołać wszelką pomyślność. A czasami zabobon służy temu, by pokonać największe możliwe zło, w które wierzymy…

Anna Kańtoch przenosi czytelnika na polską wieś połowy lat 80., by  w powieści „Wiara” opowiedzieć historię wielkiego strachu, równie wielkiego zabobonu i tajemnicy zła, które nadejdzie ze wschodu.
„ZŁO NADESZŁO OD WSCHODU
JUŻ TU JEST
POKUTUJCIE ŻEBY NIE STAŁO SIĘ WIĘKSZE
ŻAŁUJCIE ZA GRZECHY A ZOSTANIECIE OCALENI”

Upalne lato 1986 roku. Okolice niewielkiej miejscowości letniskowej Rokitnica. Pierwsi turyści, dzieciaki na koloniach i hippisi, którzy przyjeżdżają z całego kraju, by protestować przeciw budowie elektrowni jądrowej.  A pewnego letniego dnia na torach kolejowych – trup młodej kobiety. Nikt nie wie kim jest, skąd się wzięła, świadków zdarzenia brak. Ciało odnalazł młody proboszcz miejscowej parafii, który pomimo lat spędzonych na posłudze nie czuje się ani u siebie, ani do końca bezpiecznie ze względu na niejasne okoliczności zwolnienia i samobójstwa jego poprzedników. Śledztwo w sprawie morderstwa prowadzi wezwany na miejsce kapitan Witczak, ale nic nie idzie po jego myśli, bo miejscowi nie lubią dzielić się swoimi tajemnicami, ani swoją przeszłością.
„To, co jedni uważają za grzech, dla innych może być świętością.”

Anna Kańtoch dobrze wie, jak obalić mit o przyjaznej, sielsko-anielskiej polskiej wsi początku letniego sezonu. Morderstwo bez świadków i bez podejrzanych, anonimowa ofiara, tajemnicze krzyże, które prowadzą daleko, w zakopaną głęboko przeszłość, oraz „przeklęte” parafie, w których Słowo Boże żyje w cieniu dawnego zabobonu. I ludzie, którzy za maską uśmiechów skrywają brudne sekrety, o których nie powinni nigdy dowiedzieć się ci, którzy przybyli z zewnątrz. A do tego katastrofa Czarnobyla w tle. Diabelska Rokitnica bywa kliszą każdego małego miasteczka z tajemnicami – te spojrzenia, szepty, czujny wzrok na plecach – ale atmosfera „Wiary” jest tak ciężka, tak mroczna pomimo tego upalnego, czerwcowego słońca, tak zawiesista i duszna, że ta nawet znajoma kryminalna zagadka pozostawia po sobie niezatarte wrażenie.

Policyjne śledztwo i opowieść o morderstwie już dawno nie były tak dobre i tak doskonale napisane, bo nie można pominąć faktu, że Anna Kańtoch hipnotyzuje językiem oraz pisarskim stylem i zachwyca nawet wtedy, gdy opisuje smród zdychającej gdzieś za szafą myszy. W „Wierze” wszystko ma sens, a logiczny porządek rzeczy jest jej stałym elementem bez względu na to, co niezrozumiałe, niepojęte, graniczące z tym, co nawiązuje do wspomnianych wyżej zabobonów. To opowieść o zbrodni, która rzuca wyzwanie przeszłości. To historia samotności i cierpienia. To kryminał, który przyzywa koszmary rozgrzanych do białości dni wypełnionych hulającym w promieniach słońca, czystym złem. Prawdziwy gotyk polskiej wsi, który zachwyca jak nigdy dotąd.


Olga Kowalska z WielkiBuk.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz