„Gdy dziesięć lat temu zacząłem zbierać materiały do tej powieści,
ludzie mówili mi, że „dzieci projektowane genetycznie” to science fiction.
Dzisiaj już tak nie jest….”
Każdy z nas przez następne lata obserwuje jak się rozwija, rośnie i wszelkie sytuacje będące czymś odmiennym od schematycznych zachowań rówieśników powodują, że zaczynamy kartkować poradniki lub strony w internecie. Pomimo całej miłości jaką staramy się przelać na nasze pociechy, cały czas, gdzieś z tyłu głowy jest obawa o kolejne dni i lata. Zadajemy sobie w myślach tysiące pytań, na które nie znamy odpowiedzi. Patrzymy w przyszłość i oczami wyobraźni widzimy nasze dorosłe dziecko, jak dobrze radzi sobie w życiu, zdobywa kolejne stopnie kariery zawodowej, zakłada rodzinę i osiąga sukces finansowy.
Miłość i strach są chyba nierozłączne.
Tak samo w przyszłość patrzyli John i Naomi Klaessonowie do czasu, aż dowiedzieli o nieuleczalnej chorobie ich ukochanego syna. Chorobie, którą odziedziczył z ich genów, które nieświadomie mu przekazali. W przypadku choroby Dreyensa-Schlemmera, na którą zachorował Halley, dziecko, musi otrzymać geny choroby od obydwu rodziców, co jest niezwykle rzadkie, a jednak się zdarzyło.
Pustka pozostawiona przez ukochane dziecko umierające w cierpieniu, oraz chęć zapełnienia jej nowym uczuciem do kolejnego, doprowadza Johna i Naomi do profesora Dettore, który jest wygnańcem z naukowego środowiska, postrzegany jako ekscentryk, szaleniec i egoista, zarazem jest bogaczem posiadającym olbrzymią fortunę. Tylko on, może zagwarantować poczęcie dziecka bez genu śmiertelnej choroby rodziców. Mało tego, w pływającej po oceanie statku-klinice, można „skonstruować” sobie dziecko. Można wybrać dosłownie wszystko lub pominąć bardzo dużo. Oferta jest bardzo szeroka: od wzrostu, po cechy psychiczne, genetyczne, predyspozycje motoryczne, dalej - odporność, ilość snu, regenerację organizmu czy szybkość przyswajania wiedzy. Wszystko za czterysta tysięcy dolarów. Wad ubocznych prawie nie ma. I to „prawie” okazuje się kluczowe. Pomimo zapewnień naukowca coś idzie nie tak. Rozpoczyna się koszmar, który zmieni życie rodziców.
„Ludzie doskonali” to thriller z niesamowitym pomysłem, chciałoby się powiedzieć, że z fabuła niemożliwą do zrealizowania w naszym, dzisiejszym świecie. Jednak rzeczywistość może okazać się zupełnie inna i stara maksyma, że pieniądze otwierają wszystkie drzwi, przybiera tutaj dosłownego wyrazu. To powieść jakby nie patrzeć o doświadczeniu genetycznym, o tym, jak eksperymentowanie z ludzkimi genami może być niebezpieczne. To przestroga, jak chora jednostka społeczna, zaślepiona własną wizją, posiadająca odpowiednie środki i wiedzę jest w stanie zmienić życie kilku osób. Więc z czasem i całych narodów. Z drugiej strony jest to przecież tak bardzo realne i historia zna niejeden przypadek takich zakusów. Peter James posiłkował się wiedzą specjalistów, więc nie mamy do czynienia z fantastyką, a realnym światem, który jest gdzieś obok nas.
To także powieść o rodzicielskiej miłości i poświęceniu, które z mijającymi miesiącami przybiera formę niedowierzania, strachu i grozy.
James zaskoczył mnie bardzo swoją powieścią. Spodziewałem się kryminału, a otrzymałem wyśmienity thriller, którego fabuła nie pozwalała odłożyć mi książki na drugi dzień. Oczywiście to nie jest horror, jednak cały czas z tyłu głowy miałem filmy grozy, gdzie dzieci były głównymi bohaterami i raczej nie pozytywnymi. Pomimo zaklasyfikowania powieści przez wydawcę jako thriller, każdy miłośnik literackiego horroru nie zawiedzie się podczas lektury. Może akcja nie jest skomplikowana, nie mamy kilku wątków, ale z pewnością nie możemy narzekać na brak zwrotów akcji. Pomimo częściowej przewidywalności fabuły, autor potrafi zaskoczyć i doprowadzić, że podczas czytania powieści włos na skórze jeży się kilkukrotnie, a finał wcale nie jest tak oczywisty.
Bardzo dobra powieść.
Polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz